poniedziałek, 29 grudnia 2014

LBA #1

Dziękujemy za nominację Normalnej Nienormalnej z bloga A dream od the future  , Assari Cleto z bloga "To właśnie czas pokazuje nam kim dla kogo jesteśmy i ile znaczymy" oraz Lezlie Trix z bloga Miłość poznaje się po cierpieniu

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonywaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na jedenaście pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz jedenaście osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im jedenaście pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Odpowiedzi na pytania od  Normalnej Nienormalnej.

1. Dobrze się czujesz w swoim ciele? Niektórzy mają masę kompleksów, a ty?
KASIA: Dobrze się czuję. Jedna rzecz mi przeszkadza, ale mam to w nosie.
GABI: Ogólnie chyba nie mam, ale muszę popracować nad brzuchem.

2. Zaufałabyś kolejny raz swojej najbliższej osobie?
KASIA: Jeśli mnie nie zdradzili, to tak, bo skoro są tak blisko...
GABI: Tak.

3. Wolisz noc czy dzień?
KASIA: Noc.
GABI: Chyba dzień,

4. Twoja ulubiona książka?
KASIA: Mam masę książek, które wielbię. Jest to miedzy innymi seria o Harrym Potterze, Saga "Zmierzch" (wiem, że to nie trv), Trylogia Czasu, "Hopeless", "Trzy metry nad niebiem", "Gwiazd naszych wina"...
GABI: Harry Potter i "Baśniobór"

5. Zakochałaś/eś się kiedyś w postaci fikcyjnej? 
KASIA: Mam/miałam masę takich crushy XD
GABI: Tak.

6. Jak zachowujesz się gdy skończy się Twoja ulubiona książka? Masz "kaca książkowego" czy raczej żyjesz normalnie? ;)
KASIA: Jak wzrusza to płaczę. Ogólnie to czasem nie wiem, co ze sobą zrobić. XD
GABI: Raczej mam kaca książkowego.

7. Lubisz czekoladę? ^^
KASIA: Tak.
GABI: Tak.

8. Idziesz sobie ulicą i raptem zza zakrętu wyjeżdża rower. Ledwo się zatrzymujesz, a on jedzie dalej. Jak się zachowasz?
KASIA: Jak nie pisknę to będzie dobrze. Stoję przez chwile tak "zamurowana", a potem mamroczę coś pod nosem.
GABI: Albo zwyzywam w myślach, albo się zapytam jak jeździ.

9. Wolisz przebywać w większym gronie, sam czy z przyjaciółmi?
KASIA: Zależy jaki mam nastrój.
GABI: Z przyjaciółmi.

10. Masz jakieś marzenie, w które wątpisz, że się spełni?
KASIA: Hmm... Chyba tak. 
GABI: Tak.

11. Plany na przyszłość?
KASIA: Chyba pójdę do wojska.
GABI: Zero konkretów.

I na pytania Assari:

1. Masz do wyboru albo słoik nutelli albo nieśmiertelność, co wybierasz?
KASIA: Chyba nutelle.
GABI: Niesmiertelność, bo nutella ma wiele podrób i jest czekolada.

2. Czy sądzisz, że ludzie - tacy jak ja (Ass) - są zabawni, fajni czy wręcz przeciwnie? Dlaczego?
KASIA: Fajni są! Bo tak.
GABI: Są fajni.

3. Dlaczego prowadzisz bloga?
KASIA: Eee... To już chyba nawyk xD
GABI: Po prostu lubię.

4. Planujesz wydać kiedykolwiek jakąś książkę?
KASIA: W sumie to to mi się marzy.
GABI: Wszystko jest możliwe.

5. Twoja ulubiona książka?
KASIA: Masz wyżej. ^^
GABI: Jest wyżej.

6. Dostajesz smoka. Jak wygląda? Jak się nazywa? Jakie są jego szczególne zdolności?
KASIA:  Jest duży i czerwono-żółty. Groźnie wygląda, lubi tych co ja lubię. Okruszek. Zionie ogniem i gada.
 GABI: Nazwę go Shiara. Będzie mieć piękne niebiesko-fioletowe łuski. Będzie mógł zmieniać swoją postać.

7. Czytałaś kiedykolwiek "Zwiadowców"?

KASIA: Nie.
GABI: Nie.

8. Dlaczego akurat taka tematyka bloga?
KASIA: Odpowiedź osoby niżej jest poprawna.
 GABI: Ponieważ obie lubimy pisać i jesteśmy Potterhead.

9. Oglądasz anime? Jeśli tak to jakie?
KASIA: Nie, ale chcę zacząć.
GABI: Nie.

10. Trybut, Heros, Potterhead? A może coś jeszcze innego?

KASIA: Potterhead. Muszę koniecznie przeczytać "Percy'ego Jacksona".
GABI: Potterhead.

11. Ktoś chce spalić wszystkie twoje książki, co robisz?
KASIA: Wrzeszczę na niego.
GABI: Panikuję i wymyślam zemstę.

I te odpowiedzi na łamiące zasady pytania:

12. Okay?
KASIA: Okay! ^^
 GABI: Muszę przeczytać "Gwiazd naszych wina" i wtedy odpowiem, tak jak trzeba.


13. Który z Insygni Śmierci?
KASIA: Niewidka i kamień wskrzeszenia.
GABI: Niewidka.

14. Najgrubsza książka, którą przeczytałaś?
KASIA: "Zakon Feniksa"
GABI: Też "Zakon Feniksa".

15. Jakie masz przezwisko? Dlaczego? Jeśli nie posiadasz, to chciałabyś w ogóle mieć jakieś?

KASIA: Ławka, bo Szymon tak napisał.
GABI: Raczej nie mam, ale bym chciała.

16. Gollum jest najlepszy na świecie, nie? :D xD
KASIA: Ale nie tak jak ja <3
GABI: Kasia ma rację.

17. Co dostałaś na święta?
KASIA: Słodycze i łańcuszek.
GABI: Kamerkę, lampkę, słodycze, kalendarz i pojemniki.

18. Idealne miejsce do czytania książki?
KASIA: Łóżko, biurko, ławka, podłoga, kanapa, kibel...
GABI: Moje łóżko.

Odpowiedzi na pytania Lezlie:

1. Dlaczego blogujesz?
KASIA: Jak już mówiłam to jest już nawyk, ale to lubię.
GABI: Po prostu lubię.

2. Jaka jest twoja ulubiona postać z książki? Z jakiej?
KASIA: Zbyt dużo postaci tak bardzo lubię i trudno mi je zliczyć.
GABI:  Jak na razie nie mam ulubionej postacie. Jest kilka, które bardzo lubię.

3. Zakochałaś się kiedyś?
KASIA: Tak, ale już mi chyba przeszło.
GABI: Tak.

4. Kim chcesz być w przyszłości?
KASIA: Raczej żołnierzem.
GABI: Nie mam konkretnych planów, ale tak trochę moim marzeniem jest bycie aktorką.

5. Jakie są twoje wady, a jakie zalety?
KASIA: Wady: potrafię być wredna, chamska, bezczelna, pogięta jak paragraf (co jest jednocześnie i zaletą), czasem bezwzględna, uparta. Zalety: bystra, sprytna, inteligentna, oczytana, potrafię też być miła, sympatyczna, pracowita, wrażliwa, ambitna i mam fajne poczucie humoru. Z kolei jeśli chodzi o Gabrysię to ona jest strasznie uparta, co jest jej wadą i zaletą, a mnie momentami to wkurza. Potrafi też być chamska. W sumie to mamy podobny charakter. Gabi ma fajne poczucie humoru, jest bystra, inteligenta, ma dobry gust i ogólnie jest kochana.
GABI: Wady: słomiany zapał, uparta, czasem chamska i bezczelna, zapominalska. Zalety: inteligentna, sprytna, bystra, miła, oczytana, wrażliwa, ambitna, pomocna, zakręcona jak baranie rogi, pomysłowa, mam poczucie humoru. Kasia też jest uparta, a jej zalety to:inteligentna, oczytana, miła, sprytna,  zakręcona jak baranie rogi, pomysłowa, potrafi gotowa, pomocna i kochana.

6. Co byś zmieniła w kanonie Harry'ego Pottera?
KASIA: Pozostawiłabym przy życiu Tonks, Syriusza, Lupina, Freda i Zgredka.
GABI: Też bym ich ożywiła. XD

7. Do jakiego domu w Hogwarcie byś należała? Dlaczego?
KASIA: Chciałabym do Ravenclaw albo Gryfindoru, ponieważ polubiłam postaci z tych domów i wyznawane przez nich wartości.
GABI: Do Gryfindoru lub Ravenvlaw, bo zdaje mi się, że bym tam pasowała.

8. Jaki jest twój ulubiony smak lodów?
KASIA: Waniliowy.
GABI: Cytrynowy

9. Wolisz komedie czy dramaty?
KASIA: Komedie.
GABI: Komedie

10. Zjadłabyś coś co przygotowałby skrzat domowy?
KASIA: Tak, może on by wiedział, co mogę zjeść. XD
GABI: Tak

11. Gdybyś mogła zamienić się w jedno zwierzę na jeden dzień jakie byś wybrała?
KASIA: Wilk lub feniks :3
GABI: Jakiegoś ptaka.

Nasze pytania:
1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z bloggerem?
2. Lubisz czytać książki? Jeśli tak to jakie?
3.Czytasz naszego bloga? Podoba Ci się?
4. Masz jakieś dziwne nawyki?
5. Najdziwniejszy potterowski paring z jakimś się spotkałeś/aś?
6. Jaki paring najbardziej lubisz?
7. Ożywił(a)byś jakąś postać z serii "Harry'ego Pottera"?
8. Chcesz jednorożca?
9. Co Ciebie najbardziej irytuje?
10.  Z którą postacią z "Harry'ego Pottera" byś się umówił/a?

czwartek, 25 grudnia 2014

Miniaturka "Wesołych świąt"



- Rosie! – mama obudziła mnie jak co dzień. – Wstawaj!
- Czemu? – mruknęłam. Odwróciłam się do niej plecami i zawinęłam się w kołdrę.
- Córciu, są święta. Chodź zjesz z nami śniadanie, bo nie dostaniesz prezentów! – zagroziła. – Na krześle leżą twoje ubrania.
Gdy już moja mama wyszła, niechętnie zwlekłam się z łóżka. Poszłam do łazienki.  Rozczesałam moje rude loki, które trudno było okiełznać. Spróbowałam je związać w kucyk, tracąc przy tym dwie gumki do włosów. Zrezygnowana zostawiłam je w tak  jak były. Na szczęście mama przygotowała mi moją ulubioną czerwono-czarną sukienkę w kratę. Była ona z milutkiej dzianiny. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, w którego skład wchodziły tylko kreski.  Kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół.  Wszyscy  byli w salonie, który był duży i jasny.  Na jego środku stała czarna kanapa.  Hugo bardzo często z niej spadał w dzieciństwie, a z wiekiem ja zaczęłam go z niej spychać.
- Ślicznie wyglądasz, córciu. – powiedziałam mama.
- Rosie, czy ty masz makijaż?! – krzyknął tata.
- RON! – wrzasnęła mama. – Rose jest już duża, ma szesnaście lat. Może od czasu do czasu się umalować.
Hugo zaczął się śmiać. Wszyscy zasiedliśmy do stołu i zjedliśmy śniadanie. Byliśmy w dobrych nastrojach.
- Pamiętajcie, że dziś jedziemy do babci. – tata nie był z tego powodu uradowany.
- A możemy teraz otworzyć prezenty? – Hugo spojrzał z nadzieję na choinkę. Ja podążyłam za jego wzrokiem. Stał tam stos różnokolorowych paczek. Moją uwagę przykuła jedna. Była ogromna, zawinięta w niebieski papier i zasłaniała cały kominek.
- A ta dla kogo jest? –wskazałam na nią.
- Dla ciebie. – burknął Hugo.
- Oj, nie obrażaj się braciszku. – podeszłam do niego i rozczochrałam mu włosy. Wiedziałam, że tego nie lubi.
- To możemy otworzyć? – błagalnie spojrzałam się na rodziców.
- Tak. – westchnęła mama.
Obydwoje rzuciliśmy się do prezentów.  Dostałam diamentowane kolczyki od kuzyna,  pięć pudełek czekoladowych żab, siedem różnych książek, perfumy oraz sweter od babci Molly.  Na końcu podeszłam do największej paczki.  Zerwałam papier i już miałam ściągać wieczko, kiedy…
- WESOŁYCH ŚWIĄT! –Scorpius wyskoczył z niego.  Odskoczyłam jak oparzona.  Moja mama pisnęła z przerażenia.  Po chwili przyjrzałam się Scorowi. W prawej ręce trzymał jemiołę, usta miał złożone w dziubek, na głowie czapkę Mikołaja, a oczy przymrużone.  Potem spojrzałam na rodziców.  Mama była zdziwiona, a tata zły. Zapowiadają się bardzo wesołe święta…

____________________

Wesołych świąt, szczęścia, pomyślności, zdrowia, miłości, dużo pomysłów. Co się tyczy miłości to szczęścia w niej. Pijanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku! 
Życzy Kasia i Gabi

____

A jeśli chodzi o miniaturkę to miała ją napisać Gabi, ale nie ma internetu. Pocieszę Was, Gabi ma dla Was niespodziankę. :D
Jak chcecie być informowani o rozdziałach/miniaturkach to piszcie w komentarzu (zostawcie link do bloga).

MÓJ OSTATNI ROZDZIAŁ
OSTATNI ROZDZIAŁ GABI
Myślodsiewnia 
Mapa Huncwotów

piątek, 14 listopada 2014

'W poszukiwaniu swego znicza' Rozdział 10

Obudziłam się. Leżałam nieruchomo, bojąc się otworzyć oczy. Wytężyłam słuch. Słychać było jedynie cichutkie pochrapywanie. Po chwili uchyliłam powieki i pierwsze co zobaczyłam, to moja śpiąca przyjaciółka siedząca na krześle przy małej szafeczce nocnej. Otworzyłam oczy szerzej i zrozumiałam, że muszę leżeć w skrzydle szpitalnym. Jedynymi osobami tutaj byłam ja i Luna. Spojrzałam na okno i ujrzałam szarawe, ponure niebo. Leżałam i wpatrywałam się w sufit bez większego celu. Dziewczyna siedząca przy mnie poruszyła się i rozchyliła nieco oczy. Widząc mój wzrok ziewnęła i przetarła swoje, jak teraz zauważyłam, zaczerwienione oczy. Po chwili odezwała się:
- Hej, śpiochu. Jak się czujesz? Zawołać panią Pomfrey?
- Chyba dobrze, dzięki. - uśmiechnęłam się - jak długo tu leżę?
- A ze dwa dni - mruknęła patrząc gdzieś obok mnie.
- Która godzina? - spytałam, usiłując zerknąć na stojący na szafce zegarek.
- Mmm. Jest przerwa na drugie śniadanie. Zaraz się kończy.
- Będziesz musiała się zbierać. Długo tu tak przy mnie siedzisz?
- Całą przerwę - uśmiechnęła się - przesiaduję tu kiedy tylko mogę.
Uśmiechnęłam się do niej ciepło dziękując za jej wsparcie. Przyjrzałam się dokładniej. W czerwonawych i nieco napuchniętych oczach można było dostrzec jakąś obojętność, nie było w nich zwykłego, Lunowego, radosnego blasku. Włosy miała trochę roztrzepane.
- Luna? - zaczęłam - Czy coś się stało, podczas gdy ja byłam tutaj?
Spojrzała mi w oczy i zaczęła:
- Tak. - Odetchnęła głęboko i kontynuowała - W dniu twojego wypadku. Gdy ty poszłaś na spotkanie z Harry'm ja wróciłam do zamku po jedną rzecz. Gdy już schodziłam z powrotem ze schodów usłyszałam głosy mówiące coś na mój temat - opowiedziała mi o podsłuchanej przypadkowo rozmowie Pansy Parkinson i paru innych Ślizgonek oraz o pocałunku Pansy i Draco. Do Mopsicy to by nawet pasowało - wchodzić między parę i robienie skandalu dla własnej korzyści. Ale Draco? Najbardziej zaskoczyło mnie właśnie to, że on odwzajemnił ten pocałunek.
- Och, Luna, nie przejmuj się. Wiesz, jaka jest Pansy, na pewno to ona się na niego rzuciła dla jakiejś draki albo go zmusiła. Kochana, wiem że to dla ciebie trudne. Współczuję ci. Ale musisz z nim jakoś to wyjaśnić. Jak już będziesz w stanie - powiedziałam, wykonując przywołujący gest. Przysunęła się bliżej, a ja mocno ją przytuliłam.
- Tak jak ty z Cedrikiem? - zaśmiała się.
- Nie. Ale tą sprawę też jeszcze kiedyś wyjaśnię.

Niedługo potem Luna udała się na lekcję transmutacji, a ja leżałam tak i rozmyślałam, dopóki nie przerwała mi pani Pomfrey. Niosła tacę, zapewne z jakimś jedzeniem i eliksirem.
- O, wreszcie się obudziłaś.
Zrobiła trochę miejsca na szafce obok łóżka i postawiła tacę. Wzięła się pod boki i spojrzała na mnie.
- No, całkiem długo spałaś, aż się trochę zdziwiłam. Mam tu dla ciebie ciepły posiłek i odrobinę eliksiru, powinien poprawić twoje samopoczucie. Dziś wieczorem będziesz już spać w swoim dormitorium.
- Dziękuję - podniosłam się do pozycji siedzącej - Mam pytanie. Wie pani, co tak właściwie się stało?
- Spadłaś z miotły i straciłaś przytomność. Szczegółów nie znam, ale pan Potter na pewno chętnie ci opowie. Przychodził tu parę razy gdy spałaś.
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłam się lekko, po czym przeniosłam tacę na swoje nogi i zaczęłam skubać moje jedzenie.
Gdy skończyłam, osunęłam się na miękkie poduszki i zaczęłam rozmyślać. Zamknęłam oczy i usiłowałam sobie przypomnieć wszystko, co się wydarzyło w porze mojego wypadku. Pamiętałam jedynie to radosne uczucie i wiatr we włosach, a potem uczucie, że rączka miotły wypada mi z rąk. A potem pustka. Nic.
Rozejrzałam się po sali. Spojrzałam na zegarek - zanim znajdę się w dormitorium lub zanim ktoś mnie tu odwiedzi minie trochę czasu. Zauważyłam na stoliku książkę, ale nie chciało mi się jej czytać. Wolałam pogrążyć się we własnych myślach.
Dawno nie miałam już takiej dłuższej chwili na wspominanie, zawsze było coś do zrobienia. Lekcje, posiłki, prace domowe, spotkania, sen.
Przypomniały mi się nocne odwiedziny. Harry i Draco przylecieli wtedy do mnie i Luny w nocy na miotle, pod peleryną niewidką. Był to w sumie przełomowy moment dla mnie i Harry'ego, jeśli można to tak nazwać. Dużo rozmawialiśmy, przełamaliśmy 'pierwsze lody'. Było bardzo zabawnie i miło. Żartowaliśmy, przytulaliśmy się, a potem... Potem, gdy okazało się że Luna i Draco usnęli, Harry zabrał po cichutku miotłę i pelerynę, po czym zaprosił mnie na nocny lot. Lecieliśmy spokojnie nad błoniami, on z przodu, a ja za nim, trzymając się jego pleców. Wylądowaliśmy przy jeziorze. Tam, ciągle po peleryną, spacerowaliśmy wzdłuż brzegu w milczeniu. Ale nie była to niezręczna cisza. Szliśmy tak tuż obok siebie, powoli, spokojnie. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się i położyliśmy na bujnej trawie. Obserwowaliśmy ciemne niebo - nie było zbyt wiele chmur, więc mogliśmy wypatrywać gwiazd. Wpatrywaliśmy się w księżyc i rozmawialiśmy. W pewnym momencie usiedliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. Nasz twarze zaczęły się powoli do siebie zbliżać, niepewnie, spokojnie. W końcu nasze usta zetknęły się w słodkim pocałunku. Zaczerwieniłam się.

Uśmiechnęłam się na myśl o naszym pierwszym całusie. To była niezwykła chwila. Pamiętam, że posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę, a potem niezauważeni wróciliśmy do mojego dormitorium. Draco i Luna nadal spali, a więc nasza mała wyprawa została tajemnicą. Dopiero potem podzieliłam się tym z Luną.

Wspominałam nasze spotkania, wspólne treningi, wypad do Hogsmeade i wiele innych, a uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy. Uświadomiłam sobie, jak bardzo lubię Harry'ego i jak bardzo przyzwyczaiłam się do spotkań z nim, do jego obecności. To niesamowite. Z jednej strony chłopcy są często nieogarnięci,  niedojrzali, czasem popisują się chamstwem, ale z drugiej, gdy już trochę dojrzeją - są nam tak potrzebni, dają nam radość...
Przetarłam lekko piekące mnie oczy. Chyba się trochę zdrzemnę - pomyślałam. Ułożyłam się na boku, zamknęłam oczy i niedługo potem odleciałam w krainę snu.

Poczułam, że ktoś lekko potrząsa moim ramieniem. Skrzywiłam się i od razu uścisk zniknął. To nie bolało, bardziej był to wyraz niezadowolenia, że ktoś przerywa mój sen. Otworzyłam oczy, to była pani Pomfrey. Rozejrzałam się. Patrząc w okno zauważyłam, że słońce jest już niżej.
- Zbieramy się, śpiąca królewno - zakomunikowała pielęgniarka.
Pomogła mi zebrać rzeczy z szafki, odprowadziła do schodów i wróciła do skrzydła, podczas gdy ja zaczęłam wspinać się po stopniach. Gdy odpowiadałam na zagadkę kołatki, miałam w duchu nadzieję, że w Pokoju Wspólnym nie będzie zbyt dużo gapiów i ciekawskich osób. Jedyną rzeczą, na którą miałam teraz ochotę był dalszy sen, ewentualnie krótka rozmowa z Luną.
Weszłam do środka, na szczęście nie było zbyt wiele osób. A te kilka, widząc mój aktorsko zmęczony wzrok i machnięcie ręką, najwyraźniej postanowiło zostawić pytania na później i wrócić do swoich czynności.
W dormitorium nikogo nie było. Usiadłam na swoim łóżku, położyłam rzeczy na szafkę, przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Na błoniach było jeszcze sporo osób, mimo pochmurnej pogody. Nagle pisnęłam. O mało co nie wleciała we mnie maleńka sówka. Odetchnęłam i złapałam ją. Odpięłam od jej nóżki zwitek pergaminu i poklepałam ją czule po główce.
Rozwinęłam karteczkę:

Cho,
pewnie już wróciłaś. Wybacz, że mnie nie ma, ale musiałam trochę odetchnąć. 
Jestem na błoniach razem z Ginny. Gdybyś czegoś potrzebowała - odeślij do mnie sówkę.
O, masz całusy od Harry'ego. Kazał przekazać, że gdy będziesz się czuć na siłach, to chętnie Cię spotka. 
Luna


Położyłam karteczkę na szafce i odezwałam się do sówki:
- Jak na razie nie masz żadnej przesyłki. Możesz sobie trochę polatać. Masz - podałam jej ziarenko - Smacznego.
Przebrałam się w moją piżamę i wskoczyłam do łóżka. Usnęłam.



Obudziłam się następnego ranka. Leżałam spokojnie, wpatrując się w sufit. Po chwili dotarły do mnie jakieś niezrozumiałe szepty. Podniosłam się i podchodząc na czworakach do rogu łóżka, odsłoniłam powoli kotarę. Patil i Marietta szeptały między sobą, posyłając ukradkowe spojrzenia to na Lunę, to w moją stronę. Luna natomiast co jakiś czas coś im odpowiadała, bądź kiwała głową. Zdecydowanym ruchem złapałam kotarę i odsłoniłam ją, uśmiechając się.
- Cześć, dziewczyny. Wyspałyście się?
Gdy pierwszy szok po moim nagłym przywitaniu minął, odezwała się Marietta:
- My tak. A ty?
- Jak się czujesz? Wszystko dobrze? – dodała następna z moich lokatorek.
- U mnie wszystko ok. Spokojnie, pani Pomfrey postawiła mnie na nogi. – odpowiedziałam.
- No, masz co opowiadać. – powiedziała Padma – Słuchamy.
- Tak w sumie to nie wiem co wam opowiedzieć. Obudziłam się dopiero wczoraj, nie wiem co się działo.
- Wiemy, ale jak to się stało, Cho? Ten wypadek. Czy to prawda, że uderzyłaś prosto w drzewo?
- Dziewczyny, może dajmy Cho na razie spokój, niech się przebierze, naszykuje. – odezwała się Luna.
Dziewczyny niechętnie przyznały jej rację, po czym zaczęły gawędzić na temat jakiegoś ‘ciacha z siódmego roku’ i wyszły. Ja natomiast chwyciłam swoje ubrania i przebrałam się. Zaczęłam pakować podręczniki i inne przybory do torby, po czym usiadłam sobie i spojrzałam na Lunę.
- Dzięki, że je powstrzymałaś. Zasypałyby mnie pytaniami.
- Nie ma za co. – zaśmiała się, po czym spytała – Słyszałaś Padmę? ‘Czy to prawda, że uderzyłaś prosto w drzewo?’ – próbowała naśladować jej głos.
Zaśmiałam się.
- Taak, założę się, że usłyszę dziś jeszcze parę takich niestworzonych historii.
- Będę z tobą, w razie czego schowamy się w jakiejś klasie albo pożyczymy niewidkę od Harrego.
- Harry! No właśnie.
- Jestem pewna, że już nie może się doczekać. Idziemy?
- Jasne – odpowiedziałam. Wstałam, wzięłam Lunę pod rękę, po czym wyszłyśmy roześmiane.
Wchodząc do Wielkiej Sali, poczułam burczenie w brzuchu. To przez te wszystkie kuszące zapachy. Gdy usiadłyśmy do stołu, nałożyłam sobie całkiem dużą porcję jajek na bekonie, chwyciłam dzban z dyniowym sokiem i nalałam go sobie do pełna.
- Hej, obżarciuchu – zawołał ktoś zza moich pleców.
Odłożyłam maślaną bułeczkę i odwróciłam się, była to Ginny.
- O, cześć.
- Dobrze cię znów widzieć. – siadła obok Luny – Cześć, Luna.
Zaczęły rozprawiać o jakiejś nieznanej mi, wczorajszej sprawie, więc chwyciłam ponownie moją nadgryzioną bułeczkę i dokończyłam ją jeść. Dopiłam sok dyniowy i wstałam od stołu.
- Zaczekasz chwilkę? Ginny tak mnie zagadała, że nie zjadłam jeszcze tej porcji. To jest takie dobre – wymlaskała Luna.
Niedługo potem udałyśmy się do naszej wieży po torby, po czym powędrowałyśmy pod salę do zaklęć.
Dzisiaj klasa ćwiczyła zaklęcie Depulso. Każdy miał do dyspozycji parę poduszek, które musiał od siebie odepchnąć za pomocą zaklęcia. Profesor Flitwick przywołał mnie do siebie i powiedział, co mam robić. Po chwili wróciłam już na swoje miejsce i tak jak reszta próbowałam zmusić poduszki do odfrunięcia.
- Luna, jak ty to robisz? - spytałam przyglądając się przyjaciółce. Jej poduszka co prawda nie odleciała w drugi koniec klasy tak jak powinna, ale unosiła się już nad stolikiem i odlatywała parę centymetrów, co było już niezłym sukcesem. Oprócz Luny tylko 4 osobom się to udało.
- Nie wiem, po prostu się skupiam - odpowiedziała ze ściągniętymi brwiami.
Zachichotałam.
- Jutro eliksiry. Dobrze, że chociaż ta lekcja mi nie przepadła.
- Co? - Luna wytrzeszczyła oczy - Nie wierzę w to co mówisz.
- Eh, ja też. - westchnęłam - Ale gdyby eliksiry mi przepadły, to Snape byłby w siódmym niebie mogąc chociaż trochę się nade mną poznęcać, bo nie umiałabym przyrządzić eliksiru przerabianego na ostatniej lekcji.
- Racja.

Reszta zajęć minęła nam całkiem dobrze. Nauczyciele byli raczej wyrozumiali i względnie wytłumaczyli mi tematy zajęć. Z pracą domową uwinęłyśmy się całkiem szybko. Luna postanowiła udać się do sowiarni, ja natomiast chciałam znaleźć Harrego.
Udałam się do wieży Gryffindoru, mając nadzieję, że go tam znajdę. Czekałam tam pod drzwiami dobre 15 minut zanim wyszedł jakiś Gryfon. Był to Dean Thomas.
- Cześć Dean. Słuchaj, nie widziałeś w środku Harrego?
- Hej, nie. Tam go nie ma. Z tego co wiem, to poszedł do biblioteki. - odpowiedział drapiąc się w czoło.
- Dzięki - powiedziałam, po czym popędziłam w stronę biblioteki.
Zatrzymałam się przed drzwiami, wzięłam parę głębszych oddechów, przygładziłam włosy i weszłam. Minęłam stoliki i zaczęłam przechadzać się między półkami. Szukałam znanej mi dobrze czarnej, zmierzwionej czupryny. Znalazłam.
Wyszłam zza półki. Mój chłopak zawzięcie szukał jakiejś książki.
- Hej, pomóc ci? - spytałam.
Odwrócił głowę w moim kierunku.
- Cho. Cześć. Nie, już ją wyciągam - po chwili wyciągnął jakąś zakurzoną księgę. - Chodź, tylko ją wypożyczę i gdzieś się przejdziemy.

***Oczami Harrego***
Wyszliśmy z biblioteki. Zaprowadziłem Cho jednym z tajnych przejść na korytarz piątego piętra. Przeszliśmy kawałek i dotarliśmy do zacisznego zakątku. 
- Jak się czujesz? - zacząłem rozmowę. 
- Um, dobrze, dzięki.
Spojrzała mi w oczy.
- Harry?
- Tak?
- Opowiesz mi o tym, co się stało, gdy spadłam?
Wiedziałem, że mnie o to zapyta. Wiedziałem. Czułem wtedy mocne wyrzuty sumienia. Zadręczałem się, że dałem jej wtedy tą miotłę. Że nie zauważyłem czegoś podejrzanego, jakiegoś jej osłabienia. Że nie zauważyłem, czy może była zmęczona. Przychodziłem do skrzydła szpitalnego i siedziałem przy niej, czekając aż się obudzi. Wpatrywałem się wtedy w jej śliczną twarz okalaną kruczoczarnymi, długimi włosami. Wygląda słodko kiedy śpi, nawet po wypadku.
- Leciałaś na Błyskawicy. Roześmiana, zadowolona. I nagle zwolniłaś, chyba chciałaś już lądować i - zaciąłem się - i puściłaś rączkę miotły. Zaczęłaś spadać, a miotła przy tobie.
Wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem.
- Nie rozbiłam się tak bardzo. Rzuciłeś jakieś zaklęcie, prawda? - spytała.
- Tak. Impedimento żeby zwolnić twoje opadanie i zaklęcie poduszkujące. To chyba pomogło. Potem zaniosłem cię do skrzydła i czekałem. - odwróciłem się i spojrzałem w okno. Cho stanęła obok mnie i złapała mnie za rękę. Oparła głowę na moim ramieniu, mówiąc:
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty, pewnie byłabym cała poobijana.
- Przepraszam.
- Za co? - wyszeptała moja dziewczyna.
- Że do tego dopuściłem. - odpowiedziałem.
- Przestań, to nie twoja wina. Skąd mogłeś wiedzieć, że stanie się coś takiego?
- Mogłem zauważyć, że jesteś osłabiona lub zmęczona.
- Ale ja nie byłam ani zmęczona, ani osłabiona. Nie wiem co to było. Poczułam, że oczy same mi się zamykają, wbrew mojej woli i że tracę świadomość. To było tak nagłe, jakby ktoś rzucił zaklęcie.
- Hmm - zamyśliłem się. Przecież tam nikogo nie było. Chyba że ktoś się zakradł i chciał zrobić jakiś głupi żart. Sam nie wiem.
- Najważniejsze, że już po wszystkim i że czujesz się dobrze - powiedziałem, po czym objąłem Cho ramieniem i pocałowałem ją w czoło. Ten wypadek coś mi uświadomił. To, że na Cho na prawdę mi zależy. 



Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;) Tradycyjnie, za 5 komów next :) Zapraszam do linków niżej, gdyby ktoś chciał odświeżyć sobie pamięć i przejrzeć ostatnie rozdziały.
Mój ostatni rozdział
Ostatni rozdział Kasi
Mapa Huncwotów
Myślodsiewnia

piątek, 31 października 2014

"Noc duchów"

Hejo! Dziś jest Noc Duchów, czyli Halloween. Z tejże okazji napisałam pierwszą miniaturkę. Przy okazji jest dla uczczenia pamięci o Lily i Jamesie.

Mam nadzieję, że Wam się spodoba i jest "odpowiedniej" długości. Publikowana jest w nocy, bo ciemno i straszno. Zapraszam do komentowania!

_____________

Otrząsałem się ze snu. Znowu mi się śniła piękna, rudowłosa, zadziorna dziewczyna. Leżeliśmy we dwoje na kanapie. Trzymałem ją w ramionach, a ona trzymała kilkumiesięcznego chłopca z czarnymi włosami. Był bardzo podobny do mnie, ale oczy miał zielone i tak piękne jak ona... Ten obraz stał jeszcze przed moimi oczami. Muszę zrobić coś, by była moja... Nasza przyszłość będzie tak wyglądać. 
Czuję, że dziś uda mi się z nią umówić.
Założyłem okulary i wstałem z łóżka. Z szafy wyciągnąłem niebiesko-czarną koszulę w kratę i czarne spodnie. Zacząłem układać sobie włosy, a po tym sięgnąłem po trąbkę i bęben. Zacząłem w nie walić*, by obudzić resztę. Odkąd przyszliśmy do Hogwartu na ten pokój było rzucone zaklęcie wyciszające. Musieli tu mieszkać wielcy czarodzieje...
- Panowie wstajemy! - krzyczałem. - Dziś wielki dzień! Musicie przy tym być!
- Wiemy, że jest Noc Duchów, ale nie musisz nas tak wcześnie budzić! - mruknął Łapa i rzucił we mnie pierwszą rzeczą, którą miał pod ręką. Był to budzik. Zrobiłem szybki unik, ale niestety w złą stronę... Dostałem prosto w czoło.
- James, jest sobota! Daj spokój! - zapiszczał Peter.
- Nie dam spokoju! - mruknąłem. - Nie chodzi tu o Noc Duchów... To jest co roku... A to się zdarzy tylko jeden raz!
- Lily i tak się z Tobą nie umówi. - mruknął Syriusz. Wiedział o mnie wszystko. Czasem zdawało mi się, że czyta mi w myślach.
- Droga Łapko... Dziś będzie inaczej. Zobaczysz. - zmierzwiłem swoje włosy i poprawiłem okulary.
- Jasne... Zobaczę jak dostajesz książką po raz kolejny. - zaśmiał się. Zacząłem wspominać, ile razy Lilka mi odmówiła, ile razy oberwałem od niej książką, ile razy rzuciła we mnie wazonem i ile zakładów przegrałem z Syriuszem. Uroczo się złościła, gdy niespodziewanie się przed nią zjawiałem.
- Rogaczowi się uda! Jestem tego pewien. - Peter obrócił się na drugi bok. Nie dziwiło mnie, że Lunatyk się nie obudził. Ostatni tydzień miał dość ciężki i w tym tygodniu po raz pierwszy mógł się porządnie wyspać.
- A jak do niej zagadasz, Romeo? - zaśmiał się mój najlepszy przyjaciel. Jest niewyspany, ale ma dobry humor.
- No jak to jak? Czy się ze mną umówi! - odpowiedziałem szeroko się uśmiechając. - Kiedyś zadziała.
Syriusz wybuchnął śmiechem i tarzał się po całym łóżku. Spadając z niego przewrócił szafkę nocną. Obudził tym Remusa.
- A jemu co tak wesoło? - spytał się ledwie przytomny wilkołak. Łapa śmiał się już z pięć minut.
- James znowu będzie podrywał Lilkę. - mruknął Glizdogon.
- Lunio... Jak dobrze... że... wstałeś... - Łapa próbował się przestać śmiać. - Który raz nasz Rogaś będzie się próbował umówić z Lili?
- 948, jeśli zapyta tylko raz. - odpowiedział. Lunatyk na prośbę Syriusza i Lily liczył ile razy spytałem się, czy się ze mną umówi.

*Wspomnienie. Dwa lata wcześniej*

- Potter! - Lili mnie zawołała! Nie była na mnie wściekła, tylko się śmiała. Może się zgodzi.
- Tak, Cukiereczku? - uśmiechnąłem się i podszedłem do niej. - Chcesz się jednak ze mną umówić?
- Mam dla ciebie laurkę. Podziękuj Remusowi, on mi powiedział, że to dziś. - wręczyła mi ją i odeszła. Otworzyłem ją. 

"Z okazji mojej 500 odmowy życzę Ci,
abyś wreszcie dał sobie spokój! 
I nie myśl, że się z Tobą umówię.
Lily"

*Teraźniejszość*

Rozpoczynała się uczta z okazji Nocy Duchów. Cały dzień szukałem Lilki i nie mogłem jej znaleźć. Wreszcie się pojawiła. Wyglądała świetnie. Włosy miała związane w kucyk, co było rzadkością, ale w nim wyglądała jeszcze piękniej. Koło niej miejsce było puste, jakby zarezerwowane specjalnie dla mnie.
- Liluś! - krzyknąłem i zacząłem do niej machać. Spojrzała się na mnie i się uśmiechnęła. Podniosłą rękę i mi odmachała. Stanąłem w wejściu jak wryty. 
- Syriusz! - krzyknąłem. - Widziałeś to?! Lily mi odmachała! 
- Remus też do niej machał... Nie toruj już wejścia tylko idź!
- Nie machałem do niej, tylko do Vicky. - mruknął Lunio, ominął nas i poszedł usiąść obok Vicky. Poszedłem za jego przykładem. Zająłem miejsce koło Lily, a Profesor Dumbledore zaczął swoją przemowę, jakby czekał tylko na mnie. Na samym początku pozdrowił wszystkie przybyłe duchy. Specjalnie dla nich ustawił w kącie Wielkiej Sali stół z jedzeniem. Było tam między innymi ciasto ze zgniłych jabłek.
- Cześć, Słodka.
- Cześć, Łosiu. - uśmiechnęła się.
- Nie "łosiu"! - oburzyłem się. - Jestem Jeleniem.
- Och, James... Nie obrażaj się. - patrzyliśmy się sobie w oczy. Jej oczy były dziś pogodne, a ich zieleń powodowała, że w nich tonąłem. Były takie piękne...Ona tak samo. I ten uśmiech, którym mnie dziś tyle razy obdarzyła. Nie mogłem od niej tego wieczoru oderwać oczu...
- James, ciszej trochę. - powiedziała Vicky. - Wiemy, że Lilka jest bardzo ładna.
- Nic nie mówiłem! - krzyknąłem, a wszyscy siedzący wokół nas zaczęli się śmiać. Najbardziej śmiał się Syriusz. 
- James, ale ty mówiłeś przed chwilą, że toniesz w jej oczach. 
- Myślałem o tym. - przyznałem się. Chyba on faktycznie czyta mi w myślach! Chociaż to może być telepatia, bo obydwaj mamy często takie same pomysły.
- Mówiłeś to na głos. - zaśmiał się Lunio. Też się zacząłem z tego śmiać. Może ma rację?  Nalałem sobie soku z dyni i nałożyłem na talerz kawałek pieczonego schabu. Ja, Remus i Syriusz w trakcie całej uczty zjedliśmy najwięcej. Dziewczyny podziwiały nas z tego powodu.
Po kolacji przenieśliśmy się do Pokoju Wspólnego. Ruda czytała książkę siedząc na kanapie, a ja próbowałem wziąć ją na kolana.
- Potter! Zjeżdżaj stąd! - krzyknęła - Bo dostaniesz!
Usiadłem w fotelu naprzeciwko niej.
- Nie, bo cię unieszczęśliwię. - wyszczerzyłem zęby, a ona pokazała mi język, a chwilę później spoważniała i zamilkła. Udawała, że dalej czyta, ale tak naprawdę się zastanawiała. Wyglądała tak słodko. Podniosłem się, zmierzwiłem włosy i usiadłem obok niej. Dalej nie podnosiła wzroku. Objąłem ją ramieniem i czekałem, aż mnie uderzy.
- Lily... - spojrzała się na mnie. Po raz kolejny uśmiechnęła się do mnie. Który to był dzisiaj raz? Czwarty? Piąty? Nie wiem...
- Umówisz się ze mną? - zapytaliśmy oboje w tym samym momencie. Zaśmiałem się. Przytuliłem ją do siebie, a ona nawet nie próbowała mnie uderzyć.
- Tak. - odpowiedziała. Wreszcie mi się udało! Teraz zrobię wszystko, żeby była najszczęśliwsza! 
-  Jesteś taka słodka. - wymruczałem. - Będę cię nosił na rękach.
- Tak? - zaśmiała się. Przestaliśmy się na chwile przytulać. Wziąłem ją ręce. Starałem się, by była jak najbliżej mnie. Podrzuciłem ją delikatnie przez co zapiszczała, a chwilę później śmialiśmy się z tego oboje. Każdy kto obok nas przechodził dziwnie się patrzył. Słychać było szepty, ale nie interesowało mnie to. Teraz liczyła się tylko ona. Przybliżyłem się do jej twarzy...
- Rogacz! Nie doceniałem Cię! - krzyknął Łapa widząc nas. - Gdzie ją niesiesz?
- To waszego dormitorium! - odpowiedziała. 
Zacząłem wchodzić po schodach. Nie mogę jej odmówić, przecież obiecałem!

***
- I gdzie ją zaprosiłeś? - zapytał się mnie Syriusz tuż po złożeniu gratulacji.
- Cholera! - krzyknąłem. - Zapomniałem z nią to uzgodnić.

____

Ostatni rozdział Gabi
Mój ostatni rozdział.
Mapa Hunctwotów.


UWAGI
* Nie wnikajcie, czemu James wali w trąbkę.Być może to magiczka trąbka to walenia?

niedziela, 26 października 2014

Mini informacje

Cześć! :D
Krótki post, mamy z Kasią dla Was praktycznie dwie informacje.

1. 
Dzisiaj wzrosły nam wyświetlenia (ponad 130!) z czego jesteśmy pozytywnie zaskoczone i w sumie zdziwione, bo żaden post nie był dodawany.
Z tego powodu informuję, że mój rozdział powinien się pojawić jutro, ewentualnie we wtorek. Kasi pojawi się gdzieś na początku listopada.
I każdego, kto tu zagląda i lubi czasem nasze prace poczytać - prosimy o komentarze i obserwacje :) Komentarze można dodawać też anonimowo. (+ Na prośbę Kasi - jak je dodać.).


2. 
Mamy prośbę do osób obeznanych w opcjach i dodatkach na blogu:
Wpadłam na pomysł dodania tu podstron. Ale ani ja, ani Kasia nie ogarniamy jak to można zrobić. Dlatego też prosimy każdego kto wie, jak to zrobić lub posiada link z przejrzystą instrukcją na nowym bloggerze (bo są też takie sprzed dwóch lat, na starym pulpicie bloggera) o komentarz ;) Dodaję mój wybitny rysunek z painta żebyście wiedzieli o co nam chodzi.

To by było na tyle, dziękujemy za wyświetlenia i mamy nadzieję, że ktoś nam w tych podstronach pomoże :D Pa

poniedziałek, 22 września 2014

Dziękujęmy!

Witajcie. :)

Chciałyśmy Wam serdecznie podziękować za przekroczenie 5000 wyświetleń i 200 komentarzy. Ten post miał się pojawić nieco wcześniej z powodu 200 komentarzy, ale zdecydowałyśmy się poczekać aż dobijemy do 5000 wyświetleń.

W podzięce dodam 3 obrazki związane serią książek o Harry'ym Potterze.

Ile z tych rzeczy wiedzieliście?



Póki czekacie na kolejne rozdziały, chciałabym Was zaprosić do czytania poprzednich rozdziałów:
 Lista wszystkich rozdziałów
"W poszukiwaniu swego znicza" Rozdział 9
"Ja i Draco" Rozdział 16

Macie ulubione rozdziały naszych opowiadań? Powiecie, które to?
Jeśli macie blogi o tematyce Potterowskiej możecie zostawić tu linki. :)

Gorąco pozdrawiamy 
Kasia i Gabi

czwartek, 28 sierpnia 2014

'W poszukiwaniu swego znicza' Rozdział 9

 Jest kolejny rozdział! :D Następny tradycyjnie za 5 komów.
~~

- Luna? - spytałam, idąc w kierunku jednej z dwóch postaci, ledwo widocznej w mroku.
- O matko, co ty tu... - postać odwróciła się przerażona.
- Eee... Jaa... - czerwieniłam się.
- Oooo, Cho. Cześć - odezwał się chudy chłopak o blond włosach i jasnej cerze.
Uśmiechał się do mnie miło, potem jego twarz przybrała wyraz zastanowienia, obrzydzenia, a na koniec złości. Podczas gdy jego nastrój ulegał zmianie, wygląd nie zostawał w tyle. Robił się nieco niższy. Jego skóra lekko pociemniała, tak samo jak włosy, które były teraz kruczoczarne i rozczochrane. Mój niepokój zaczął wzrastać, gdy on przeistaczał się w dobrze znanego mi chłopaka. 
Spojrzałam na Lunę przestraszonym wzrokiem. Jej współczujący wzrok powędrował w stronę chłopaka. Potem pokiwała głową ze zgorszeniem i niedowierzaniem w moją stronę, po czym odeszła na bok.
Chłopaka rozpierała coraz większa złość, jego oczy zapłonęły jadowicie zielonym blaskiem. Zaczęłam się cofać, aż natknęłam się na ścianę, by po chwili przez nią przeniknąć i zapaść się w całkowitej ciemności.

~

Otworzyłam gwałtownie oczy. Poczułam na czole zimny pot, który starłam ręką. Rozejrzałam się. Byłam na swoim łóżku, w swoim dormitorium. Wyjrzałam za zasłaniające mnie kotary i spostrzegłam, że reszta dziewczyn nadal śpi. Spojrzałam na budzik - było jeszcze dosyć wcześnie. Do mojej codziennej pobudki dzieliły mnie 2 godziny. Usiłowałam położyć się i zasnąć, lecz nie mogłam. Po chwili bezcelowego wiercenia się wstałam. Postanowiłam się trochę odświeżyć i uspokoić po tym dziwnie realistycznym śnie.
Zabrałam potrzebne rzeczy i udałam się na kąpiel. Sama wśród wody moje myśli powracały do złości chłopaka wyglądającego jak Harry, Harry Potter.
Czy to miała być jakaś przestroga? Fakt, miałam się dzisiaj spotkać z Harry'm. I mieli wpaść także Draco z Luną. Odetchnęłam głęboko. To tylko sen.

***

 - Luna! Cho!
Odkręciłam się, by zobaczyć wołającą nas dziewczynę. To była starsza od nas o rok Krukonka, nasza znajoma. Szła do nas uśmiechnięta od ucha do ucha i wpatrzona w spory pojemnik, który trzymała w dłoniach.
- Cześć, dziewczyny.
- Hej, Melanie - uśmiechnęłyśmy się do niej.
- Ostatnio moja mama przysłała mi domowe babeczki. Problem w tym że mam ich strasznie dużo! Mama chyba chce, żebym trochę przytyła - dodała rozmyślając nad tą ewentualną opcją - Tak więc, może chcecie parę?
- Jasne. Dzięki - odrzekła Luna
- Pewnie będą smaczne - powiedziałam, biorąc pięć babeczek na raz.
- Uf, dzięki dziewczyny, ratujecie mnie - podziękowała, po czym szła już w kierunku grupki dziewczynek z drugiego roku.
Zaśmiałyśmy się serdecznie. Tak, mama Melanie była znana z wyrażania opinii na temat 'wątłej' figury swojej córki. Ciągle przysyłała jej domowe wypieki twierdząc, że w szkole nie odpowiednio dokarmiają uczniów. Gdy poruszała ten temat przy znajomych Mel, większość zawsze ją popierała, bo skutkowało to dodatkową porcją słodyczy, które Melanie im oddawała.
Skosztowałam jedną z babeczek z czekoladą. Mniam. Resztę schowałam do swojej torby obok książek, żeby przegryźć coś po lekcji.
Miałam małe kłopoty ze swoją przekąską, ponieważ gdy czekałam pod klasą do transmutacji, na korytarzu panował jakiś wyjątkowy ruch. Grupa nieuważnych pierwszaków ganiała się, aż wpadła na kilka osób (w tym także we mnie).
Nie zadali nam aż tyle lekcji, by ślęczeć nad nimi parę godzin, co mnie ucieszyło. Nie miałabym ochoty siedzieć i odrabiać pracę, zmuszona by odwołać spotkanie.

Gdy tylko wróciłam do pokoju wspólnego, rozłożyłam wszystkie książki na stoliku obok Luny i gryząc babkę, pisałam pracę na obronę przed czarną magią o jakimś nieprzyjemnym zaklęciu powodującym rośnięcie na twarzy bąbli pełnych nafty.
- Yh! - wrzasnęła Luna, tak że parę osób gwałtownie odwróciło się w naszą stronę z zaciekawieniem.
- Co je't? - spytałam połykając kęs.
- Nie rozumiem, co tu tak na prawdę mamy zrobić - wskazała na pergamin z pracą na astronomię.
- Masz, weź ode mnie - podałam jej skończoną już przeze mnie pracę - Tylko zmień parę zdań.
Uwijałyśmy się obie jak mrówki. Po skończonej pracy zaniosłyśmy wszystko do dormitorium, gdzie zaczęłyśmy rozprawiać nad jakimiś fikuśnymi fryzurami i o roślinie powodującej, że włosy kręciły się w drobne loczki przez 24 godziny. W pewnym momencie weszła Marietta.
- O, cześć dziewczyny - przywitała nas - Szykujecie się gdzieś?
- Taak, wychodzimy - odezwała się Luna.
- Hm, fajnie. Ja też wychodzę - powiedziała niewinnie, przyglądając mi się.
Po chwili podeszła, mówiąc:
- Cho, zaczekaj masz coś na włosach.
Zdziwiona wykręciłam się, a ona nieco ciągnąc mnie za włosy, poprawiła jakiś kołtun, który najwyraźniej ominęłam.
- Dzięki
- A, spoko. - uśmiechnęła się.
Podeszła do swojego łóżka i włożyła rękę pod poduszkę. Potem wyciągnęła coś z kufra.
- No, miłej zabawy - zaświergotała i wyszła.


Schodziłyśmy razem po schodach zewnętrznych, gdzie potknęłam się na ostatnim stopniu i skierowałyśmy się błoniami. Po jakimś czasie Luna skręciła w stronę cieplarni, gdzie majaczyła jakaś wysoka postać opierająca się o ścianę. Ja podążyłam w stronę samotnego buku stojącego nieopodal jeziora. Gdy doszłam na miejsce okazało się że Harry'ego jeszcze nie było. Rozejrzałam się, lecz nie było go nigdzie widać. Postanowiłam więc przejść się brzegiem i poobserwować wielką kałamarnicę wystawiającą leniwie macki nad taflę wody. Nie mając nic do roboty zaczęłam myśleć nad dziwnym snem który nawiedzał mnie co jakiś czas. Wzdrygnęłam się lekko na widok wyimaginowanego chłopaka wybuchającego furią. Usłyszałam cichy szum i zatrzymałam się. Szum narastał. Spanikowana odwróciłam się i zobaczyłam pędzącego na miotle ku mnie Harry'ego i aż krzyknęłam z zaskoczenia.
- Aż tak strasznie wyglądam? - wyszczerzył zęby, lądując.
- Nie, ja... Zaskoczyłeś mnie - uśmiechnęłam się nieśmiało. To było głupie.
- Nie chciałem. To eee... masz ochotę na kolejny lot czy wolisz zwykły spacer?
- Możemy lecieć. Szkoda że nie mam tu swojej miotły. Moglibyśmy urządzić wyścig - mrugnęłam.
Chłopak zaśmiał się serdecznie, a ja przetarłam oczy, gdyż zdawało mi się że dostrzegłam w jego oczach jakiś chłodny blask.
- Szkoda. - Zerknął na swoją Błyskawicę, po czym dodał - a może masz ochotę popędzić na niej trochę sama?
- Jasne.
Podeszłam i wzięłam do ręki miotłę. Była idealna. Proste, równo ułożone witki, gładka rączka i ten błyszczący w słońcu napis.Usiadłam na niej, odepchnęłam się mocno nogami i zawisłam w powietrzu. Poprawiłam uścisk na rączce, pochyliłam się lekko i pomknęłam przed siebie, pozwalając by wiatr targał moje długie włosy we wszystkie strony. Uwielbiałam tą adrenalinę, ten pęd powietrza i wiatr we włosach.
Pomknęłam ku górze rozwijając maksymalną szybkość, aż łzy stanęły mi w oczach. Zwolniłam trochę szybkość i tym razem wracałam już spokojnie do Harry'ego ciesząc się widokiem.
Byłam już na wysokości około sześciu stóp, gdy nagle zakręciło mi się w głowie. Skupiając całą uwagę na miotle, usiłowałam zmusić ją do lądowania. Zanim jednak opadła chociażby o dwie stopy, poczułam obezwładniającą senność i po chwili czułam już wyślizgującą mi się z dłoni rączkę miotły. Zdążyłam dostrzec tylko jakąś wrzeszczącą postać i opadającą obok mnie miotły, po czym moje oczy same się zamknęły.



~~~
Myślę, że następny rozdział powinien ukazać się w miarę niedługo, bo mam niezłą weną i parę pomysłów ;)

niedziela, 24 sierpnia 2014

Miesiąc ciszy ;_;

Cześć!
Chciałam przeprosić Was wszystkich za tytułowy 'miesiąc ciszy'.
Moja nieobecność spowodowana była w większości przez sprawy zdrowotne (ospa, migdały sis...).
Przez dwa tygodnie byłam też u babci, gdzie nie miałam dostępu do netu.

Tak więc chcę przeprosić jeszcze raz za brak rozdziałów, postaram się to wynagrodzić.

A skoro już dziś piszę, to dam tu małego news'a. Otóż dziś jak pewnie część z Was wie - Rupert Grint (filmowy Ron Weasley) ma dziś 26 urodziny! ;)

Ok, to na tyle. Pa

sobota, 2 sierpnia 2014

Małe sprawy organizacyjne

Witajcie.
Na początku chciałyśmy Was przeprosić z powodu prawie miesięcznej nieobecności.  Gabi najpierw chorowała, a teraz jest na wakacjach i nie ma zbytnio dostępu do internetu. Miałam czekać aż ona doda swój rozdział, bo tak się umówiłyśmy. I teraz rodzi się pytanie:

Chcecie czekać na rozdział Gabi czy chcecie, abym opublikowała swój?

Ewentualnie mogę napisać jakąś miniaturkę, a więc:

Czekanie na rozdział Gabi vs. mój nowy rozdział vs. miniaturka ode mnie? 
Co wybieracie?

Jednocześnie chciałyśmy Wam podziękować za to, że mamy już 10 obserwatorów, łącznie 176 komentarzy oraz 4400 wyświetleń. Może to są jakieś wielkie liczby, ale zawsze coś.

W ramach "wynagrodzenia" Wam braku nowszych rozdziałów i podziękowania za to, że jest już Was 10, dam kilka moich rysunków postaci, o których piszemy.

1. Cho.
Z tego rysunku jestem zadowolona najbardziej.


2. Draco.
Wydaje mi się, że całkiem OK, ale narysowałam go z bardziej smutną miną, a nie jakby kimś gardził.


3. Luna
Włożyłam w nią najwięcej wysiłku. Tutaj jest po narysowanie za 4 podejściem. Była poprawiana kilka razy zanim uznałam, że "może być".




Dla porównania daję rysunek Luny sprzed roku. (lepiej tego nie komentować)





czwartek, 3 lipca 2014

'W poszukiwaniu swego znicza' Rozdział 8

Następny! :D Dzięki, że w miarę szybko dodaliście tyle komentów, choć niektóre nie powinny się liczyć. Ale co tam, ważne że są.
ZA 5 KOMENTARZY następny! ;)

~~~

Dzisiejszy dzień zaczął się od lekcji Eliksirów. Po śniadaniu zeszliśmy do jak zwykle zimnych lochów. W środku sali lekcyjnej czekali już Puchoni, z którymi mieliśmy te zajęcia.
Niedługo po nas do klasy wkroczył Snape, z tym swoim pogardliwym spojrzeniem i tłustymi, czarnymi włosami do ramion. Naszym dzisiejszym zadaniem było przyrządzenie Eliksiru Rozśmieszającego.
Profesor wypisał nam na tablicy składniki, a my zabraliśmy się do pracy. Potrzebowałam paru skarabeuszy, korzeń imbiru i żółć pancernika. Gdy miałam już potrzebne składniki, zaczęłam je odmierzać, kroić, ucierać - według spisanego przepisu. Mniej więcej w połowie lekcji do mojego stanowiska podszedł Snape, przyglądając się wywarowi.
- Za mało utartych skarabeuszy, panno Chang. Ale i tak idzie pani lepiej niż większości zebranych tu uczniów - rzekł, po czym zmierzył wszystkich przenikliwym spojrzeniem i kontynuował - może powinna pani udzielać jakichś korepetycji słabszym? Na przykład panu Potterowi?
Zaczerwieniłam się lekko na ten komentarz, czując praktycznie wszystkie spojrzenia skierowane na mnie.
- Dziękuję, panie profesorze. Nie uważam jednak, że nadaję się do udzielania korepetycji - odpowiedziałam, sięgając po parę brakujących skarabeuszy.
Oddalił się ode mnie, nadzorując poczynania innych i wytykając im małe niedociągnięcia. Zaglądając do kociołka Padmy Patil mruknął coś o uczniowskiej zniewadze. Natomiast przechodząc obok stanowiska Marietty siedzącej dziś z Cedrikiem - zatrzymał się i odchrząknął, przyciągając na siebie uwagę.
- A oto przykład kompletnego braku pojęcia o tym, co się robi. - odezwał się do całej klasy - Czy pan w ogóle wie, co miał pan zrobić, panie Diggory? - spytał ostro.
- Ee.. Eliksir... - jąkał się, po czym spojrzał na tablicę - Rozśmieszający.
Marie cicho zachichotała z jego roztrzepania.
- Z czego się panna śmieje? Z powodu głupoty swojego kolegi? Bo na pewno nie przez ten pseudo-eliksir.
Paru uczniów roześmiało się. Snape rozejrzał się po klasie, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się jadowicie.
- Na następnej lekcji Eliksirów panna Edgecombe będzie siedziała razem z panną Lovegood, a pan Diggory z panną Chang. Może wtedy się czegokolwiek nauczycie.
Wymieniłyśmy z Luną skonsternowane spojrzenia, a następnie spojrzałyśmy w kierunku przed chwilą skarconej pary. Marietta wpatrywała się w Snape'a ciskając w niego niemalże widocznymi piorunami. Cedrik natomiast zerknął ukradkiem na mnie, po czym odwrócił wzrok nad czymś rozmyślając.
Dalsza część lekcji minęła nam już bez takich uwag.

***

Reszta lekcji minęła mi bez większych sensacji. Jak zwykle czekała na nas masa pracy domowej, do której zabrałam się od razu po zjedzeniu obiadu. Starałam robić wszystko w miarę dokładnie w ekspresowym tempie - miałam już plany na późne popołudnie. Pisząc ostatnie linijki pracy na Historię Magii, zaczęłam zbierać gorączkowo pozostałe przedmioty. Pobiegłam z nimi do dormitorium, aby pochować to wszystko, przebrać się i związać włosy w niski kucyk. Otwierając drzwi natknęłam się na Mariettę.
- Um... przepraszam - wybełkotałam wpadając na nią przypadkowo.
Złapała mnie mocno za nadgarstek, gdy próbowałam ją wyminąć.
- Słuchaj, nie jestem zadowolona z dzisiejszej akcji Snape'a - zaczęła - I myślę, że dobrze o tym wiesz.
Milczałam, czekając na kontynuację jej wypowiedzi.
- Mam nadzieję, że nie odstawisz żadnej szopki - przeszyła mnie surowym i nieco podejrzliwym wzrokiem.
- A co niby miałabym twoim zdaniem zrobić? - odrzekłam.
- Nie wiem, ale jeżeli dowiem się, że poróżniłaś nas, nagadałaś coś na mnie lub cokolwiek podobnego... - nie dokończyła.
- Eh, Marie, przecież nie próbowałabym ci go odbić. O to ci chodzi, tak? - zamilkłam wyczekująco - A nawet gdybyś w to nie uwierzyła, wiedz, że umawiam się z kimś innym.
Po tych słowach odwróciłam się od niej, kompletnie ignorując to, co ma zamiar teraz zrobić. Poszła sobie. A ja wyszykowałam się, po czym ruszyłam na umówione spotkanie.


Idąc przez błonia cieszyłam się, że założyłam pod szatę ciepły sweterek. Dzisiaj pogoda była wyjątkowo wietrzna i ponura. Szłam dość szybkim tempem, więc dotarłam do celu w krótkim czasie.
Usiadłam na trybunach widowni i czekałam, aż drużyna Gryfonów wejdzie na puste boisko.
Nie musiałam długo czekać. Wszyscy wkroczyli na boisko, na czele z Woodem, którego uśmiech nieco zbladł gdy mnie zauważył. Pomachałam do Harrego, gdy ten uśmiechnął się do mnie, opędzając od nękających go bliźniaków. Dla Weasley'ów była to świetna okazja do żartów.
Po krótkim upomnieniu Wooda wszyscy dosiedli swoich mioteł i wzbili się w powietrze. Zaczął się trening. Obserwowałam z zaciekawieniem wysiłki każdego z graczy, zerkając co jakiś czas na Harrego, krążącego nad głowami innych niczym głodny sęp. W pewnym momencie zauważyłam, jak znicz przemyka tuż przy łokciu Katie Bell i już miałam wstać i dać znak szukającemu, ale powstrzymałam się. Przecież to ich trening. Chłopak po chwili też go zauważył i pomknął w jego kierunku jak strzała. Widziałam to skupienie na jego twarzy, gdy wirował w powietrzu, nurkował, hamował i wzlatywał w górę w celu złapania tej małej piłeczki. Złapał ją zwinnie i zakręcił w miejscu. Reszta drużyny nadal ćwiczyła taktykę, a on z wielkim uśmiechem podfrunął na swej miotle w moją stronę. Poprawiłam instynktownie szatę i odwzajemniłam uśmiech.
- To było niezłe - powiedziałam, gdy wylądował gładko tuż przy mnie.
- To? A, dzięki - rzucił od niechcenia.
- Wood nie będzie na ciebie zły, że tak po prostu ze mną gadasz w środku treningu?
- Nie. Chyba. Dziś złapałem go wyjątkowo szybko - odpowiedział podnosząc rękę i wpatrując się w błyszczącą, złotą piłeczkę - Bardziej zły był z powodu twoich odwiedzin - przeniósł wzrok na mnie.
- Pewnie myślał, że podkabluję komuś waszą taktykę?
- Twierdzi, że to nierozważne. Powinniśmy ćwiczyć w tajemnicy i mieć swoje asy w rękawie. - rzekł, po czym wyprostował się, przyjął poważny wyraz twarzy i złapał się pod boki - Każdy z nas chce zdobyć Puchar Quiditcha dla Gryffindoru, dlatego musimy ćwiczyć do upadłego i nie dać się rozpraszać przez błahostki - wyrecytował.
Zaśmiałam się razem z nim.
- W pewnym sensie ma rację - zachichotałam.
Nasza rozmowa nie trwała jednak zbyt długo.
- No, kochasie, kończcie te urocze chichotki. Potter, lepiej wracaj na boisko. Wood i tak nie jest zachwycony pomysłem z widownią - rzekł Fred, zatrzymując się nad nami w powietrzu i mierzących nas rozbawionym spojrzeniem.
- Niedługo skończymy - Harry puścił mi oczko, wsiadając na miotłę.
Reszta treningu Gryfonów minęła już bez nieplanowanych przerw. Gdy wreszcie skończyli, Harry wybiegł z szatni jako pierwszy zmierzając truchtem w moim kierunku. Jego czarne włosy były lekko spocone i rozczochrane przez wiatr.
Szliśmy razem powoli w stronę zamku rozmawiając i śmiejąc się. Robiło się coraz chłodniej i zbliżała się pora kolacji. Gdy znaleźliśmy się już w środku, wszyscy zaczęli schodzić do Wielkiej Sali.
Rozstaliśmy się dopiero przy stole Krukonów, umawiając przy okazji na następne spotkanie.
Usiadłam na swoim miejscu podążając wzrokiem za oddalającą się sylwetką Harrego.
- Heeeej, ziemia do Chooooo - zaczęła Luna, wymachując ręką tuż przed moją twarzą.
- Um, sorka. - zarumieniłam się - Jak tam? Byłaś z Draco?
- Tak, było świetnie. Uwielbiam te jego zwariowane pomysły. A jak tobie czas minął na treningu z Harrym? - przyjaciółka pochyliła się i puściła mi oczko.
- Dobrze. Jest taki zabawny - spojrzałam w stronę stołu Gryfonów - wpadliśmy na pomysł, żeby znów urządzić taką... podwójną randkę.
- Niezły pomysł. Wyślę sówkę do Draco. - powiedziała, chwytając w rękę dwie grzanki i odeszła od stołu.
Właśnie nakładałam sobie na talerz ciepłe kiełbaski, gdy na przed chwilą opuszczone miejsce Luny usiadła Marietta.
- Luny z tobą nie ma? - spytała, rozglądając się.
- Musiała wyjść wcześniej, żeby wysłać komuś wiadomość.
- Pewnie temu swojemu chłoptasiowi, no ale mniejsza o to. Słyszałam, że zadajesz się z Harrym - uśmiechnęła się, jak mi się zdawało, życzliwie.
- Ym, taaak - odpowiedziałam trochę zakłopotana.
- O, jak miłoo - zaszczebiotała.
Po chwili ciszy, gdy próbowałam zjeść swoje kiełbaski, dodała:
- Czy to znaczy, że mam pewność co do ciebie i Cedriczka?
- Cedriczka? - zakrztusiłam się dyniowym sokiem
- Ych, tak na niego mówię - fuknęła - Pamiętaj, ostrzegam cię. Bez jakichś głupich wkrętów.
Po tym wstała i odeszła siadając o parę miejsc dalej. Skończyłam w spokoju swoje kiełbaski, rozmyślając nad jej dziwnym zachowaniem. Zazwyczaj nie była taka natrętna. Czyżby coś ukrywała i bała się, że może wyjść na jaw? Nie wiem.