czwartek, 21 listopada 2013

Cześć

Podobny post do Kasi. Taaak, niestety szkoła robi swoje. Po prostu nie mam czasu! Przez ostatnie dwa dni na neta weszłam dosłownie na 15 minut. Zdążyłam jedynie zrobić sesję ze słówek i ogarnąć mniej więcej fejsa. Nie mam wolnej chwili na pisanie, ale już jutro piąteczek! Zamierzam przez weekend napisać dwa rozdziały, a potem je Wam dodać ;)
Dobra, to tyle. Nie przedłużając - pa.

wtorek, 19 listopada 2013

Witam.

Chcę Was poinformować, że co najmniej do następnego piątku nie dodam kolejnego rozdziału, ponieważ nie mogę pisać. Byłam dziś u okulisty i musiałam oddać okulary i odbiorę je dopiero w następny piątek. Bardzo Was za to przepraszam.

W zamian łapcie:


Kasia

niedziela, 10 listopada 2013

'W poszukiwaniu swego znicza' Rozdział 4

Proszę Was o KOMENTARZE! :) Dziękuję. Miłego czytania.

Początek dnia był normalny, przechadzka z Luną i Mariettą, śniadanie, lekcje.
Zauważyłam, że Luna parę razy jakby chciała mi coś powiedzieć. Otwierała usta, już słyszałam pierwsze sylaby, gdy nagle przerywała, cichła i zamykała buzię. Nieco dziwne.
Od rana była jednak wesoła. Cieszyłam się razem z nią.
Prace domowe miałyśmy już za sobą i szłyśmy sobie spokojnie przez korytarz, gdy nagle przybiegła Marrie.
- Cześć, Cho, szybko, muszę ci coś powiedzieć - zaczęła chichotać przyjaciółka.
- Em, Luna, pozwolisz? - spytałam.
Luna zmierzyła Mariettę podejrzliwym wzrokiem, uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową.
- W takim razie zobaczymy się z tobą za jakieś pół godziny, nie Marrie? - powiedziałam, po czym odwróciłam się i poszłam za Mariettą.
- Nie uwierzysz, co się stało. Mam dla ciebie 2 wiadomości. Dobrą i złą - powiedziała dziewczyna.
Właśnie stanęłyśmy sobie w zacisznym zakątku, gdzie nikt nam raczej nie przeszkodzi. Jestem ciekawa, co takiego ma mi do przekazania przyjaciółka.
- Hmmm... to może zacznijmy od tej lepszej, co?
- Więc słuchaj. Uwaga... mam chłopaka! - krzyknęła nieco za głośno Marietta, po czym odruchowo zakryła usta dłonią. Pewna dama, która właśnie spała na swym obrazie przebudziła się, wygarnęła Marrie, ofuknęła ją i odeszła 'pożalić się swoim przyjaciółkom'.
- Jędza - wyszeptała dziewczyna.
- No, dobra, a teraz ta zła wiadomość - powiedziałam na jednym takcie.
- Jak by tu... widzisz, moim chłopakiem jest Cedrik.
Wybałuszyłam na nią oczy. Nie mogłam uwierzyć. Stałam tak w milczeniu i pewnie wyglądałam na nieobecną.
- Widzisz, powiedział mi coś w sekrecie. Tylko nie wypaplaj, dobrze? - uśmiechnęła się lekko do mnie, po czym zaczęła dalej - Wiem, że nie wypaplasz. Tylko nie bierz sobie tego do serca. Powiedział mi, że jesteś dziwna. Nie potrafisz się zdecydować i ma już tego dość. Ma dość ciebie.
Zrobiła nieco smutną minę i położyła mi rękę na ramieniu. Lecz na jej twarzy znów pojawił się lekki uśmieszek.
- Nie uwierzysz, jak to się stało. Wyszłam na placyk, tak sobie odpocząć i przyszedł on. Zaczęliśmy rozmawiać, no i w końcu zaczął mówić to o tobie - opowiadała Marrie w naszej drodze powrotnej, jej wcześniejsze słowa zaczęły do mnie docierać - a potem stwierdził, że ja jestem inna, taka jak lubi. I spytał się mnie czy chcę się z nim spotykać. Czułam jak mi latają motylki w brzuchu, na prawdę! To było coś niezwykłego, gdy się tak na mnie patrzył - nadal ciągnęła dziewczyna. Świergotała jak poranny ptaszek.
Doszłyśmy na jeden z głównych korytarzy. Było tam sporo ludzi, postanowiłam więc od niej uciec. Zauważyłam jeszcze jak na mnie spojrzała, wzruszyła ramionami i z wielkim uśmiechem pobiegła do reszty dziewczyn. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Obraz mi się rozmazywał, ledwo widziałam, jednak biegłam przed siebie i nie zwracałam uwagi na tych wszystkich potrąconych przeze mnie przechodni.
W pewnym momencie jednak zderzyłam się z kimś zbyt mocno i upadłam.
- O, Cho! - usłyszałam znajomy mi głos. Był to Ron.
- Pp-przeee..przepppraszzam - wyjąkałam.
- Nic się stało... Ej, czy ty... płaczesz? - zaczął mi się przyglądać - co się stało?
- Ppp...przeppraaszam, niee tterraz, chcę bb..być ssama - wyjąkałam ponownie, po czym pognałam w stronę naszej wieży.
Tak, teraz jedyne czego potrzebowałam to samotność i trochę czekolady.
Wtargnęłam do pokoju wspólnego. Nie obchodziło mnie, że wszyscy nieco dziwnie mi się przyglądali. Pobiegłam do mojego dormitoium i zatrzasnęłam z hukiem drzwi. Padłam na łóżko i zalałam się łzami. Czułam, że zamoczyłam już kołdrę. Nie obchodziło mnie to. Pozwoliłam moim uczuciom  w postaci słonego płynu wypływać z oczu.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam analizować wszystko. Jak to się stało, że Cedrik coś takiego o mnie mówił? Przecież Marietta nie mogłaby mnie okłamać, nie ona. Przecież przyjaźniłyśmy się już tyle lat.
Ale ona też ostatnio się zmieniła, miałam wrażenie, że nie jestem dla niej tak ważna jak kiedyś. Mówiła to wszystko z taką lekkością, jakby się z tego cieszyła. Cieszyła się z mojego nieszczęścia.
Miałam już wszystkiego dosyć. To wszystko jest takie skomplikowane. Wydawało mi się, że wszystko idzie dobrze. Zakochałam się. Nawet wysłałam Cedrikowi list, z propozycją jakiegoś spotkania. Myślałam, że on też tego chce. Nic już z tego nie rozumiem. Nic.
Nie wiem ile już tak siedziałam. Nagle ocknęłam się. Zapomniałam o Lunie. Ech, znajdzie mnie. Nie chce mi się ruszać z tego miejsca. Usłyszałam, że ktoś się zbliża. Była to ona, Luna.
- Cho? Ty płaczesz? - spytała Luna - A to podła żmija - zaczęła wymieniać obelgi wymachując pięścią, co mnie trochę rozbawiło, ale nie na długo.
- Co ci ona zrobiła, co? - dopytywała.
- Cedrik - wymamrotałam - Byliśmy świeżą parą. Od ilu dni? 3? A on to skończył, zanim w ogóle się zaczęło - podsumowałam.
- Och, Cho. Nie przejmuj się nimi. Nie wiem, co odwaliło Cedrikowi, ale wiem, że popełnił wieeelki błąd. A ona nie zasługuje na twoją przyjaźń, jeśli cię rani i cieszy się z twojego smutku - Luna siadła obok i głaskała mnie po głowie.
Była moim jedynym pocieszeniem w tej chwili. Dobrze, że mam chociaż ją.
Opowiedziałam jej wszystko, słowo w słowo. Luna słuchała z zaciekawieniem, a jej pięści zaciskały się. Gdy skończyłam zerwała się z łóżka i zaczęła:
- Wygarnę mu. Tak! Nie będzie mi tu krzywdził przyjaciółki.
- Daj spokój, Luna. - powiedziałam ocierając łzy.
- Żadne daj spokój. Jak to jesteś dziwna? Jak niezdecydowana? Trzeba z nim stanowczo pogadać! - wrzasnęła ze złością.
- Już ja wiem, jak ta twoja rozmowa z nim będzie wyglądała - rzekłam z zapewne dziwnym wyrazem twarzy, ponieważ Luna zaczęła mi się przyglądać i lekko chichotać.
- Ech, dobra. Masz tu siedzieć, rozumiesz? Ja idę go poszukać - powiedziała władczym tonem.
- Nie mam zamiaru się stąd ruszać. Nie w takim stanie. Jak ja w ogóle wyglądam? - spytałam, podnosząc lekko do góry wzrok.
- Taaaak, nie w takim stanie - uśmiechnęła się krzywo - To ja idę - powiedziała, po czym zamknęła drzwi i już jej nie było.
Sięgnęłam po moją różdżkę, machnęłam nią w powietrzu i przed moją twarzą zaczęła pojawiać się substancja. Po chwili ukształtowała się w zwierciadło. No tak. Czerwona twarz, opuchnięte oczy. Okropność. Machnęłam szybko różdżką, tym razem aby substancja zniknęła.


                                                                    ***

- Cho... CHO! CHO!! - słyszałam coraz wyraźniej jakiś głos wołający moje imię.
-Mhm trrp - zaczęłam mamrotać coś niezrozumiałego.
- No, już! Wstawaj - czułam jak ktoś zaczyna trząść moim ramieniem. Zaczęłam odzyskiwać świadomość, przebudzałam się. Po pewnej chwili otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam stojącą na de mną Luną, usiłującą mnie dobudzić.
- Co? Jak? - spytałam trochę niemrawo.
- No, wreszcie. Widzę, że zrobiłaś sobie małą drzemkę. To dobrze. Od razu trochę lepiej wyglądasz - powiedziała siadając obok mnie.

- Ym... I jak było? – spytałam siadając i przecierając oczy.
- Nie uwierzysz. Ok, więc słuchaj uważnie… 



:) Wreszcie rozdział <3 No, to teraz czekam na Wasze komentarze ;) Proszę, KOMENTUJCIE. Podobał Wam się rozdział? A może macie też jakieś zastrzeżenia? Piszcie :)