poniedziałek, 7 września 2015

'W poszukiwaniu swego znicza' Rozdział 12

- Mmm, bardzo dobre gofry. Luna, spróbuj - szturchnęłam przyjaciółkę w ramię. Była jakaś nieprzytomna - Eej, co Ci jest? No jedz.
Nałożyłam jej na talerz gofra. Wyglądała na naprawdę zmęczoną, jakby nie spała przez całą noc.
- Lunaaa.. może pójść do Snape'a po jakiś eliksir orzeźwiający co?
- Em.. co? Ah, nie, nie trzeba. Już jem, po prostu się zamyśliłam.
Popatrzyłam na nią badawczym wzrokiem.
- Gdyby coś cię gnębiło to wiesz że ja tu na ciebie czekam z otwartymi ramionami?
- No wiem, dzięki - uśmiechnęła się niemrawo, po czym skubnęła gofra - No, całkiem dobry.
Jadłyśmy tak chwilę w milczeniu, dopóki nie poczułam czyichś dłoni otulających moją talię. Było to tak niespodziewane, że aż wystraszyłam się i lekko podskoczyłam na ławce.
- Spokojnie, to tylko ja - usłyszałam śmiech Harry'ego.
- Wystraszyłam się - mruknęłam.
- Wybacz. Smacznego dziewczyny. Cho?
- Hmm?
- Co powiesz na małe wyjście dziś wieczorem? - szepnął mi do ucha chłopak.
- Chętnie - oblizałam palce i spojrzałam na Harry'ego. W jego pięknych zielonych oczach dostrzegłam blask.
- Potter! Zawijaj szatę!
Harry podniósł się i rozglądał, dopóki nie napotkał wzrokiem rudego chłopaka machającego w jego stronę. Pokręcił głową z uśmiechem i pocałował mnie w czoło.
Obserwowałam, jak oddala się z Ronem i Hermioną.
Z mojej czynności wyrwało mnie dziwne uczucie czegoś mokrego i zimnego na brzuchu.
- Jasna cholera! – zaklęłam na głos. Wylałam na siebie cały puchar soku dyniowego. Cały przód mojej szaty był zalany. Chwyciłam za serwetki i zaczęłam pocierać. Nic to nie dało. Spojrzałam na zegarek. Lekcje zaczną się za 10 minut, wszyscy powoli zbierali się już do wyjścia. Spojrzałam na Lunę. Z zamyślonym wyrazem twarzy przeżuwała wciąż ten sam gofr. Nawet nie zauważyła mojej reakcji.

- Luna. Słuchaj, ja lecę się przebrać. Gdybym się spóźniła to nie czekaj na mnie – mówiłam pośpiesznie, łapiąc za torbę. Spojrzała na mnie i przytaknęła.
Szłam w stronę wyjścia, zauważając spojrzenia i śmiechy skierowane w moją stronę.
Gdy tylko wyszłam, przerzuciłam torbę przez ramię i zaczęłam biec. Pędziłam w stronę wieży. Wpadłam do pokoju wspólnego tak nagle, że kilku pierwszoroczniaków aż pisnęło na mój widok. Weszłam do dormitorium, rzuciłam torbę na łóżko i szybkim ruchem zdjęłam z siebie swoją przemoczoną szatę oraz koszulę. Nie mogłam znaleźć czystej. Otworzyłam kufer i zaczęłam w nim szperać. Znalazłam jedynie koszulę z małą plamą. Nie mając nic innego pod ręką, założyłam ją, a potem wcisnęłam się w moją drugą szkolną szatę. Wzięłam torbę i wybiegłam. Na korytarzu nie zauważyłam nikogo, pewnie wszyscy siedzą już w salach. Skierowałam się w kierunku lochów. Nie miałam kiedy wylać na siebie soku tylko akurat przed eliksirami.
Zapukałam i wparowałam do klasy. Wszystkie pary oczu automatycznie skierowały się na mnie. Snape, który właśnie nachylał się nad jakimś Puchonem odkręcił powoli głowę z jadowitym uśmieszkiem.
- Czyżby panna Chang zdecydowała się w końcu zaszczycić nas swoją obecnością?
- Ekhem.. panie profesorze, przepraszam za spóźnienie – wymamrotałam patrząc w te jego chłodne oczy.
- Siadaj już – wysyczał przez zęby, po czym kontynuował swoje znęcanie się nad Puchonem.
Spojrzałam na moje dotychczasowe miejsce. Na krześle zajmowanym przez Lunę siedział Cedrik. Podążając w stronę ławki zerknęłam na Lunę – siedziała z Mariettą. Ugh, no tak, przecież to pomysł Snape’a z ostatniej lekcji.
Usiadłam i wyjęłam podręcznik. Wpatrzona przed siebie nie ruszałam się, ani nie odzywałam ani słowem. Mistrz eliksirów zaczął czytać nam temat, na który musieliśmy znaleźć w parach informacje. Wyczułam na sobie wzrok Cedrika.
Spojrzałam na niego, a on momentalnie odwrócił twarz w bok. Wywróciłam oczami i otworzyłam podręcznik na Spisie Treści.
- Zamierzasz mi pomóc czy będziesz tak siedział? – odezwałam się,

- Co? A.. Taaa.. Gdzie to jest? – spytał zmieszany.
Sięgnęłam po jego książkę i otworzyłam na odpowiedniej stronie.
- Tu. Ja biorę się za składniki i objaśnienia.


Po jakichś 25 minutach pracy w skupieniu, złożyliśmy do kupy nasze notatki i stworzyliśmy coś w miarę dobrego. Poszło gładko. Ponad połowa klasy wciąż jeszcze pisała i szukała informacji.
Nie mając nic do roboty, Cedrik zaczął skrobać coś piórem w swoim podręczniku. Wyglądał tak, jak gdyby tak na prawdę robił coś zupełnie innego - był zamyślony. Wędrował gdzieś daleko stąd, a jego bazgroły były jedynie wynikiem machinalnych działań jego ręki. Spojrzałam w stronę Luny. Wyglądała już bardziej przytomnie. Co chwilę odszeptywała coś wkurzonej Marietcie. Zerknęła na mnie i skrzywiła się znacząco. Chwilę potem Marietta zrobiła to samo i obrzuciła mnie chłodnym i przerażonym spojrzeniem.
I wróciła do pracy, nadal wykłócając się o coś z Luną.
Odwróciłam się w stronę Cedrika. Patrzył na mnie zamyślony. Po chwili ocknął się i zarumienił nieco zmieszany.
- Em.. coś się stało? - spytałam.
- Co? Nie.. nic - zawahał się.
Spojrzałam na swoje dłonie.
On wziął głęboki oddech, po czym wydał z siebie dziwny dźwięk, nieco przypominający moje imię.
Nie zareagowałam.
Po chwili podsunął mi jakąś małą kartkę a na niej napis:

Moglibyśmy pogadać?

Wreszcie!
Nie możliwe!
Czyżby po takim czasie postanowił jednak wyjaśnić to i owo?
Poczułam się podekscytowana. Musiałam powstrzymać uśmiech.
Chwyciłam za pióro i odpisałam:


Jasne. A o czym?

Podałam.

Zamarł na chwilę, po czym napisał szybko:

O nas.

Otworzyłam szeroko oczy. O nas?!
Odetchnęłam.

Okey. Kiedy proponujesz?

Zamyślił się. Zerknął dyskretnie w stronę Marietty. Chyba miał nadzieję, że nie widziała naszej 'rozmowy'.

Może być jutro wieczorem? Pod wierzbą nad jeziorem?
Tylko nie mów nic Marietcie, błagam.

Uśmiechnęłam się pod nosem. No tak. Ta dziewczyna potrafiła być niemal chorobliwie zazdrosna.

Mi pasuje.
Nic nie powiem.

Skinął do mnie i włożył karteczkę do kieszeni.
Niedługo potem Snape oświadczył, że czas minął i kazał nam złożyć nasze prace na biurku.
Wszyscy już wyszli.
Reszta lekcji minęła mi na nerwowych rozmyślaniach, jak potoczy się rozmowa z Cedrikiem.
Przypomniało mi się, jak znalazłam w jego dormitorium 'mój' list, który tak na prawdę był zupełnie inny.
- Myślisz, że czegoś się domyślił? Że coś w tym wszystkim jest nie tak? - spytałam Luny na zaklęciach.
- Nie wiem. Może - odparła. Ściągnęła brwi - Albo po prostu zrozumiał, że zachował się jak bachor. W końcu to było żałosne. Powinien był od razu z tobą o tym pogadać, no nie?
- No w sumie tak. Chociaż gdybym ja dostała taki list...
- To też byś uwierzyła? - dokończyła.
Skinęłam lekko głową. Nie byłam do końca pewna mojej reakcji. Ale w takich emocjach łatwo byłoby uwierzyć w coś takiego.
Po obiedzie zaczepiła mnie Natalie.
- O, cześć. Jak tam? Już nie gubisz się w korytarzach? - zaśmiałyśmy się obie.
- Nie. Jest okey. Widziałam cię na eliksirach.
- Na prawdę? - zdziwiłam się - Nie zauważyłam cię.
- Ah, siedziałam na końcu - machnęła ręką. - Miałam podejść po lekcji, ale nie zdążyłam. Zanim się spakowałam ciebie już nie było.
- Oh, spieszyłam się. Wybacz.
- Jest ok. Ugh! Czy ten Snape zawsze jest taki podły? - wykrzywiła twarz w śmiesznym grymasie.
- Tak. No, chyba że byłabyś Ślizgonką. Wtedy to już inna bajka.
Znów zaczęłyśmy się śmiać.
- Racja. Niezły im się opiekun trafił! Czy on kiedykolwiek myje te włosy? Mam wrażenie, że skrzaty mogłyby na nich coś usmażyć.
Złapałam się za brzuch.
- To jedna z wielkich tajemnic Hogwartu - parsknęłam ze śmiechem.
- O Merlinie! - Natalie nagle zamarła i rozdziawiła swoje usta.
- Co się stało? - spytałam, oglądając się przez ramię.
- Tam! - wskazała palcem na sam szczyt schodów - Nie wierzę! To Harry Potter?!
Uśmiechnęłam się pod nosem
- Tak.
Pisnęła. Złapała się za głowę i potrząsnęła nią energicznie. A potem wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- Niesamowite.
- Chcesz go poznać? - mrugnęłam do niej, po czym odwróciłam się i zaczęłam machać - Harry!
- Jasne! - wykrztusiła i czekała razem ze mną.

______________________________________________

Kurde, wreszcie!
Ugh, ja nie wiem. Toż to wstyd i hańba, żeby tak długo nie było rozdziału! Ostatni był 27 stycznia! .___.
Wreszcie pojawił się następny. Chcę teraz pisać systematycznie. I bez takich odchyłów. Mam nadzieję, że znajdę czas. Muszę! Nie ma bata żebym odpuściła.
Okey. Należą mi się bęcki. Czekam ._.

DLA PRZYPOMNIENIA: Mój poprzedni rozdział

NASZE NOWE OPOWIADANIE
Myślodsiewnia

środa, 2 września 2015

"Zwyczajnie Magiczne" Rozdział 1: Alex

Hej!
Niestety nie udało mi się opublikować tego wczoraj, ale dziś już jest. 
Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? 
Jest to nowe opowiadanie. Będzie ono wspólne. To znaczy jeden rozdział będę pisać ja, drugi Gabi. Gabrysia nie wie, co ja wymyśliłam w swoim rozdziale, a ja co ona w swoim. Mamy nadzieję, że pomysł Wam się podoba.
Wpadłam na to myśląc o kolejnym roku szkolnym.
Alexandra jest moją postacią, a Alice Gabrysi. O Als dowiecie się więcej w następnym rozdziale. O Alex także w kolejnych. 
Poza tym zmieniłyśmy znowu menu, bo tamto nie wyświetlało się na komórkach. Kolejną nowością jest możliwość obserwowała przez e-mail.  Po wpisaniu Waszego maila i naciśnięciu przycisku "sumbit" powinno wyskoczyć Wam nowe okno, gdzie musicie wpisać kod. Po wpisaniu kodu wciskacie "Complete Subscription Request". Potem musicie wejść na pocztę, żeby to aktywować. 
Już nie przedłużam.
Zapraszam do czytania i komentowania! 
_________________________

Ostatni dzień sierpnia spędziłam w domu.  Musiałam spakować się do szkoły…  Na dnie kufra wszystkie moje szaty, złoto-czerwony szalik, rękawice ze smoczej skóry… Podręczniki wrzuciłam do kociołka wraz z skarpetami. Ubrania, buty, dodatki… Spojrzałam na klatkę z moją sową. Wszystko mam.  Jechaliśmy na dworzec King Cross, a ja po raz kolejny sprawdzałam w głowie swoją listę. Uczucie, że czegoś zapomniałam nie dawało mi spokoju.  Zawsze tak mam… 
Spojrzałam na swoje ręce. Na prawym nadgarstku miałam kilka bransoletek z muliny. Jedną złoto-czerwoną, w kolorach mojego domu, Gryffindoru. Drugą z moim imieniem, Alex, dostałam od mojej najlepszej przyjaciółki, Alice. Reszta była przypominała mi o ważnych rzeczach w moim życiu. Były zwyczajne w różnych kolorach. Większość zrobiłam sama przez te wakacje, bo nie miałam, co robić, a wyjścia z mugolskimi znajomymi były dość nudne. Na lewy nadgarstek czasem zakładam pieszczochę albo zegarek. Były dni kiedy nosiłam na niej uroczą kokardkę.
Moje wakacje nie były takie złe. Byłam przez u tydzień u babci,  gdzie spędzałam czas z braćmi i siostrami. Przychodzili tam też ich znajomi. Wszyscy byli bardzo fajni, mimo że byli mugolami. Moja bliska rodzina wie o tym, że jestem  czarownicą. Nigdy nie mieli z tym problemu, dla nich to było fascynujące. W dzieciństwie często przypadkiem udało mi się coś wyczarować, co mojemu rodzeństwo dawało niezwykłą uciechę. Tylko jedna ciotka miała problem z tym, że mój tata wziął sobie „wiedźmę” za żonę. Ciotka Mia nie była  przyjemną osobą, co każdy z naszej rodziny wiedział bardzo dobrze.
W sierpniu byłam u drugiej babci, Edith, która była czarownicą. U niej też się nie nudziłam z moim kuzynostwem grałam w quidditcha i dzieliliśmy się doświadczeniami z ubiegłego roku. Kiedy udało mi się znaleźć na chwilę z Katie, moją starszą siostrą cioteczną, spytałam się czy SUMy są trudne. W tym roku będę je zdawać i trochę się nimi stresuję… Zresztą nie tylko ja. Pewnie cały mój rocznik jest nimi zestresowany. Na szczęście moja kuzynka mnie uspokoiła.
Spędziłam także weekend u Als, a ona następny u mnie. Nasi rodzice wreszcie się na to zgodzili. Nigdy w życiu nie bawiłam się tak dobrze jak podczas tamtych dni.  Mimo wszystko zawsze lubiłam wracać do Hogwartu, bo jest inny niż wszystkie szkoły.  
Westchnęłam cicho wyglądając przez okno. Nie wiedziałam, że już tyle przejechaliśmy.
- Alex, moja mała czarodziejko, jesteśmy już. – powiedział tata. Mój tata, Edward, zawsze zawoził mnie na dworzec i odprowadzał prawie pod sam peron.  Mama i siostry jeździły z nami tylko przez pierwsze dwa lata, a potem już nie czułam takiej potrzeby.
- Ile mam jeszcze czasu? – spytałam.
- Dwadzieścia minut. – odpowiedział. – Na pewno zdążysz.
- Chodźmy już.
Idąc cały czas myślałam, czy Als jest już w Hogwart Expresie. Mam nadzieję, że zajęła nam jakiś przedział.
Weszliśmy na peron 9. Tata oddał mi wózek z moim kufrem i klatką z Sky.  Przytulił mnie na pożegnanie i pozwolił mi już iść na mój peron. Bardzo lubił patrzeć na moment, w którym znikałam w ścianie między peron 9 i 10, przedostając się na peron 9 i ¾. Dla niego to nie było najprzyjemniejsze.
Po drugiej stronie był tłum czarodziejów. Ciężko było dojść do drzwi pociągu. Starając dostać jak najszybciej do wagonu staranowałam jakieś dziecko. Nigdy wcześniej go nie widziałam, więc pewnie był jednym z pierwszorocznych. Wpadając na niego od razu zrobiłam się czerwona.
- Przepraszam – powiedziałam i poszłam dalej nie zwracając uwagi na dzieciaka. Dość szybko udało mi się dostać do wagonu. Gorzej było ze znalezieniem Alice. Po przejściu prawie połowy pociągu dopiero ją znalazłam.  Weszłam do przedziału.
- Cześć! – krzyknęła na mój widok. Prawie się nie zmieniła odkąd ją ostatni raz widziałam.  Była tylko nieco bardziej opalona. Dalej miała włosy koloru ciemnego  podobnej długości do moich i zielone oczy.
- Hej! – odpowiedziałam radośnie.
- Czemu jesteś taka czerwona? – spytała się.
- Aaa… - westchnęła rumieniąc się jeszcze bardziej. – Tylko staranowałam jakieś dziecko.
- Jesteś jedyną osobą, która co roku wpada na kogoś na peronie! – zaczęła się śmiać. Niestety miała rację. Każdego roku wpadam na kogoś na peronie. W wieku jedenastu lat n obijałam się dosłownie o każdego na peronie! W ten sposób poznała też Als. Po prostu na nią wpadłam. Po czym nie uszłyśmy nawet pięciu kroków, a ja już leżałam na ziemi. Byłam wtedy wyjątkowo niezdarna, ale też bardzo zestresowana.
- Nowe bransoletki? – zauważyła.
- Tak. Mam też kilka dla ciebie, ale dam ci je w szkole. – powiedziałam. – Jak ci minęły wakacje?
- Bardzo dobrze. – powiedziała. – Mam kilka ploteczek.
Uśmiechnęła się, przez co przypominała mi małego diabełka. Lubię jak się tak uśmiecha. To zawsze znaczy, że coś ciekawe bądź korzystne dla nas. Nigdy nie wiem, jakim cudem ona zna wszystkie plotki z całej szkoły.
- Słucham cię bardzo uważnie, Ali. 
- Błagam. – jęknęła. – Nie nazywaj mnie tak! Alice, Als jak najbardziej! Tylko nie Ali.
- Wiem o tym bardzo dobrze. – uśmiechnęłam się. Moja przyjaciółka nienawidziła jak ktoś zwracał się do niej jej tym zdrobnieniem. Mi było obojętne czy ktoś zwraca się do mnie Alex czy Alexandra. Większość osób używała krótszej formy, ale byli też tacy, co mówili na mnie po nazwisku, Eaton.  Moje nazwisko nie było takie złe.
- Jeśli  jeszcze raz użyjesz tej formy, to ci nic nie powiem!
- Już będę grzeczna. – powiedziałam i obie wybuchłyśmy.
- Uważaj, bo uwierzę. Teraz słuchała uważnie. – jak zawsze w takich sytuacjach zrobiła chwilę przerwy. – W tym roku do pierwszej klasy idzie syn Harry’ego Pottera!
Osłupiałam.
- Jak to? – powiedziałam. – To Harry Potter ma syna?!
- Tak. Ma trójkę dzieci – wywróciła oczami.
To była najważniejsza informacja jaką Als przekazała. Reszta dotyczyła tego, że najprzystojniejszy Gryfon rozstał się z dziewczyną i już dwie przyjaciółki się o niego pobiły. Rozmawiałyśmy też o Ślizgonach. Co roku, któryś z nich przychodzi do naszego przedziału, żeby się z nas pośmiać. Minęła już  większa część drogi, a żaden się nie zjawił.
- Zauważyłaś? – powiedziałam.
- Co?
- Żaden Ślizgon się nie zjawił! – krzyknęłam.
- Pewnie są zajęci śmianiem się z pierwszorocznych. – powiedziała. – A jeśli zobaczyli, że jest młody Potter, to nie dali mu spokoju. Albo po prostu wyrośli z tego.
                Możliwe, że Als miała rację. Jednak ja do tego nie byłam przekonana. Może chcieli dać nam fałszywe poczucie bezpieczeństwa?
- Załóżmy szaty. – powiedziała.  – Niedługo będziemy.
                Wyciągnęłam z mojego kufra szatę. Szybko ją założyłam. Jakieś dziesięć minut później pociąg się zatrzymał.
- Chyba już jesteśmy. – powiedziałam.
- Na pewno. – wyjrzała przez okno.
- Chodźmy. – wyszłyśmy z przedziału i skierowałyśmy się w kierunku wyjścia.
 

środa, 19 sierpnia 2015

Nowości!

Cześć!
Jak zauważyliście na naszym blogu pojawiło się kilka nowych "bajerów", o których i tak już wiecie.
Objaśnimy też jak się teraz poruszać po blogu.

1. Kursor
Pierwszym krokiem do zmian na blogu była chęć znalezienia jakiegoś fajnego kursora w kształcie różdżki. Szukałyśmy obie z Kasią, aż się udało.

2. Blokada kopiowania
No to to też wiadomo do czego. Co prawda nie spotkałyśmy się z tym, żeby ktoś nasze opowiadania kopiował, ale warto dmuchać na zimne.
Jeśli jeszcze tego nie wypróbowaliście - kliknijcie gdzieś prawym przyciskiem myszy :D

3. Favikona
Bosze, ile zachodu z tym było! Prawdopodobnie ikonka byłaby inna, gdybym tylko znalazła fajniejsze kwadratowe zdjęcie z Insygniami. 

4. Prorok i Sowa
To te drobnostki z informacjami po prawej stronie. Rozdzieliłyśmy je, żeby było nam i Wam łatwiej. W 'Proroku Codziennym' będą te aktualne, nowe informacje. A w 'Sowie' są te ogólne :)

5. Menu
Pomysł na rozsuwane menu chodził nam po głowach już od dawna. Obie szukałyśmy coś na ten temat. Trafiłyśmy na link od pewnej blogerki. Kasia ogarnęła co i jak. A potem u niej zrobiłyśmy, no i gotowe.

5.1. Jak poruszać się po blogu - Menu
Bardzo prosto. Menu jest w tym samym miejscu. Najeżdżacie kursorem na interesującą Was stronę. Niektóre z nich rozwiną się w listę Podstron, z bardziej szczegółowymi wytycznymi. Klikacie i gotowe.
Rozbudowałyśmy trochę te strony, niedługo będą już w pełni zaktualizowane.

A więc miłego korzystania z nowego Menu!
Jak podobają Wam się zmiany?


Gabi i Kasia

piątek, 31 lipca 2015

Wybuchowy prezent


Albus, James i Teddy od rana kręcili się po domu. Mam nie pozwoliła moim braciom, aby sami przygotowali niespodziankę dla taty, dlatego wysłali sowę do metamorfomaga. Chłopcy już od kilku dni szykowali przyjęcie. Zaprosili całą rodzinę i najbliższych znajomych rodziców. Mama im we wszystkim pomagała i gasiła część chorych zapędów Jamesa. Chciałam im pomóc, ale mi nie pozwalali, twierdząc, że jestem za mała. Jedynie Al wymyślał mi jakieś małe, nieistotne zajęcia, którymi się cieszyłam. Najczęściej, to prosił mnie, żebym mu coś przyniosła, bo to jedyny sposób w jaki mogłam im pomóc. James nie był zadowolony, że cały czas się przy nich kręciłam, bo bał się, że wygadam coś tacie.
- Nie jestem taka głupia! - odpowiadałam mu za każdym razem. - Wiem, co to niespodzianka! Tata ma się, tego nie spodziewać!
Plan był taki, że mama miała pojechać z tatą na zakupy i wrócić około 19, a najlepiej po. Znając mamę bez problemu jej się to uda. Powie, że brakuje jej tego i jest to akurat teraz potrzebne, a potem powie, że można tu zajść, tam zajść i co najmniej dwie godziny nie będzie ich w domu. 
Największym problemem dla nas był prezent. W tym roku nie mieliśmy na niego żadnego pomysłu. Postanowiliśmy poprosić wujka George'a, aby specjalni dla taty zrobił zestaw fajerwerek, które wybuchając stworzą piękny efekt. Al rzucił pomysł, że najpierw ułożyły się w napis "Wszystkiego najlepszego", a potem zmieniły się w jego twarz. Pomysł przypadł wszystkim do gustu. Wujek obiecał nam, że przywiezie nam je. Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy pobiegliśmy do drzwi. Stał za nimi wujek z wielką paczką, owiniętą w ozdobny papier i związaną srebrną wstążką. 
- Gdzie to postawić? 
- Postaw to w kuchni. - powiedziała mama. - Później się, to gdzieś schowa. Mamy jeszcze trzy godziny. 
Wujek postąpił zgodnie z instrukcją mamy.
- George, może zostaniesz na kawę? Szkoda, że nie wziąłeś ze sobą Angeliny i dzieci. 
- Nie mam czasu, Ginny. Wieczorem wszyscy będziemy.  
Wszyscy usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk i w kuchni pojawił się tata. 
- Cześć!Pozwolili mi dziś przyjść wcześniej do domu. - przywitał się. - O! Czy to dla mnie?
Tata wziął paczkę ze stołu.
- Nie otwieraj tego! - krzyknęliśmy, ale było już za późno.




Cześć!
Z okazji 35 urodziny Harry'ego i 50 J.K. Rowling napisałam miniaturkę. Wszystkiego najlepszego!
Moim zdaniem nie jest jakaś rewelacyjna, ale jest.
Zdradzę Wam sekret: niedługo będzie nowy rozdział. ;)


czwartek, 21 maja 2015

Nowe rozdziały i miniaturki - dlaczego ich nie ma?

Cześć!
Wiele osób w komentarzach pytało, kiedy kolejny rozdział. Przepraszam, że tyle go nie było i za to, że dopiero teraz odpowiadamy.

Jeśli chodzi o "Ja i Draco", to sama dobrze nie wiem. Prawdopodobnie w czerwcu, bo teraz ze względu na projekty szkolne i komunię siostry mam dużo na głowie, ale postaram się wyrobić w maju. Jeśli nie to na dniach wrzucę miniaturkę. Moich nowych rozdziałów nie było, bo w kwietniu dużo chorowałam, co osłabiło mnie trochę psychicznie; miałam też próby na wieczornicę, co mnie nieco zniechęcało do wszystkiego, a w tamtym tygodniu miałam 3-dniową wycieczkę, która byłam pewnym resetem i po niej po prostu odżyłam. W czerwcu u mnie powinno się rozluźnić. Rozdział 24 jest już od jakiegoś miesiąca zaczęty, ale jest jak widać...

Jeśli to chodzi o "W poszukiwaniu swego znicza" to wiem jeszcze mniej. Gabrysia również ma dużo na głowie i musi ogarnąć parę spraw.

Bardzo Was przepraszam za to, że tyle czekacie. :) Mam nadzieję, że nie zwątpiliście w nas. ;)
Pozdrawiam Was cieplutko i proszę Was, żebyście uzbroili się w cierpliwość.
Kasia ;)  

środa, 8 kwietnia 2015

Miniaturka: Wielkanocne jajka

- Punkciikuuuu, podaj mi płyn z szafki – zaświergotała Kasia.
- Skarbie, błagam, tylko nie ‘Punkciku’ – odpowiedział zażenowany Score.
- Ale to tak słoodko brzmi.
Chłopak westchnął, po czym dopił kawę i wstał od stołu. Wyjął z szafki płyn do zmywania naczyń, po czym podszedł po Kasi, położył na zlewie butelkę, objął dziewczynę w pasie i zaczął całować ją w szyję.
- Już zaraz skończę – zachichotała Kasia.
- Mmm, co byś powiedziała na małą wspólną kąpiel? – Score zamruczał jej do ucha.
- Ale tak teraz? – spytała zdziwiona.
- Mhm.
Dziewczyna skończyła myć naczynia. Wytarła ręce o ścierkę, po czym odkręciła się do chłopaka.
- Dobra – odpowiedziała z zawadiackim uśmieszkiem.

***

Score spojrzał na nią pożądliwym wzrokiem, po czym zamknął za sobą drzwi łazienki. Podszedł do niej i delikatnie złapał jej ręcznik, którym się owinęła. Powoli go z niej zdjął, po czym otworzył szklane drzwi do kabiny prysznicowej.
- Panie przodem – uśmiechnął się pod nosem.
Wszedł zaraz po niej, zamknął drzwi i odkręcił kurki. Woda zaczęła obmywać ich ciała, spływać po nich. Po chwili zmniejszył strumień i chwycił żel pod prysznic.
- Ej, wiesz co? – spytała Kasia, gdy jej chłopak mył jej ciało.
- Hmm?
- Trzeba kupić jajka, bo dziś się skończyły, a przecież zaraz święta..
- Ja swoje mam przy sobie – zaśmiał się chłopak.
- Eej, serio mówię – zachichotała dziewczyna.
- Ja też. Chcesz sprawdzić?
- Hmm.. I co, twoje mam pomalować?
- Możesz, ale do koszyka ich nie wsadzę.
- No to się malować nie opłaca – stwierdziła, po czym odkręciła się, by umyć Score’a.
- Baranka i babki też trzeba kupić – powiedział chłopak i dodał po chwili zamyślenia – chociaż jedną już mam.
Podkręcił strumień wody i złapał Kasię za rękę. Obkręcił ją w miejscu i przyciągnął do siebie mówiąc: - Chodź tu, moja babko.
Pocałował ją delikatnie, po czym zakręcił wodę i otworzył drzwi. Chwycił ręcznik i owinął nim Kasię, potem w drugi owinął siebie. Osuszyli się i wyszli z łazienki, trzymając się za ręce. Kasia skierowała się do swojego pokoju, otworzyła drzwi i odwróciła głowę przez ramię:
- Dobra, to ubierz się i leć po te jajka i babki. Punkcikuu – puściła oczko Score’owi i zamknęła za sobą drzwi, śmiejąc się pod nosem.


***
Kochani, przepraszam! Miałam dodać miniaturkę w święta, ale przyrzekam że nie mogłam, bo miałam problemy z netem ;-; 
Mam nadzieję, że się podoba, bo to w sumie pierwsza taka moja miniaturka :D
Wesołych świąt już Wam niestety nie pożyczę, ale.. miłego wyjadania resztek ciast świątecznych! O ile jeszcze je macie. ;)

wtorek, 27 stycznia 2015

'W poszukiwaniu swego znicza' Rozdział 11

-Luna! - krzyknęłam - Chodź tu!
Dziewczyna próbowała po cichu wymknąć się z dormitorium, uciekając przede mną. Ale niestety jej się to nie udało. Cała sytuacja mnie rozśmieszała. Wygrzebałyśmy z kufrów wszystkie moje i Luny sukienki oraz eleganckie bluzki. Porozwalałyśmy je na łóżkach, gdzie czekały aż przymierzy je moja przyjaciółka. Ta tymczasem próbowała uciec.
- Colloportus! - wycelowałam różdżką w drzwi, a te od razu się zamknęły - Nie ma tak łatwo - roześmiałam się.
- Cho, błagam cię - zaczęła wymachiwać rękami.
- Chodź, chyba coś znalazłam. Co ty na to? - podsunęłam jej pod nos śliczną, delikatną spódniczkę w kolorze jasnego różu.
- Nieee, nie na takie spotkanie - mruknęła.
To nie arcydzieło, wiem o tym doskonale. Dodałam dla urozmaicenia
Posłałam spódnicę na stertę odrzuconych ubrań i szukałam następnej.
- Mogłabyś pomóc - spojrzałam na dziewczynę, która klapnęła bezradnie na moje łóżko.
- O! Załóż tę niebieską, w której tak prześlicznie wyglądasz - powiedziałam z entuzjazmem - czekaj, zaraz ją znajdę. Accio niebieska sukienka - po chwili z kufra Luny wyfrunęła zgrabnie piękna sukienka. Bardzo mi się podobała. Luna obiecała mi ją kiedyś pożyczyć, gdybym jej potrzebowała.
- No, wbijaj się w to cudeńko - powiedziałam.
- Czy ja wiem? Przecież to zbyt eleganckie. Cho, to ma być zwykłe spotkanie!
- Zwykłe spotkanie, akurat. Miało się odbyć parę dni temu, ale Draco poprosił o przesunięcie, bo chciał stworzyć coś romantycznego. ROMANTYCZNEGO, Luna. Trzeba się dopasować.
- Ale..
- Żadnego ale. Wystroimy cię na bóstwo, aż mu się odechce w ogóle spojrzeć na tą całą Pansy.
Moja przyjaciółka nie wiedziała, co ma mi odpowiedzieć. Spojrzałam na nią triumfalnie.
- Wygrałam. A teraz przymierzaj - podałam jej sukienkę.
 Dziewczyna upuściła ją na podłogę, kucnęła i znów ją zgarnęła. Spojrzałam na jej ręce - lekko drżały.
- Luna? Co się dzieje?

Przyjaciółka usiadła na moim łóżku i patrzyła na sukienkę, którą miętosiła w rękach. Widać było że coś ją gryzie. Wpatrywałam się w nią bez słowa. Odetchnęła, po czym uniosła głowę i popatrzyła w moje oczy.
- Pamiętasz, jak miałam wypadek na schodach do Sowiarni, prawda?
Przytaknęłam.
- Ja… Nie opowiedziałam ci wszystkiego. – Odłożyła sukienkę na bok i wyprostowała się. – Mówiłam ci, że rozmawiałam z Pansy i Mandy zanim mnie zepchnęły.
Znów przytaknęłam i siadłam obok niej.
- Ona… ona mówiła mi, że Draco… - przełknęła ślinę – że Draco traktuje mnie jak zabawkę. Jest ze mną tylko dla żartu. Mówiła też, że będę tego żałowała, że on złamie mi serce.
- Luna, przecież znasz Pansy. Jestem pewna, że mówiła to wszystko tylko po to by cię do niego zniechęcić – objęłam przyjaciółkę ramieniem.
- Wiem, że ona tak potrafi, ale ja boję się że mogła mieć trochę racji. W końcu widziałam go z Pansy. Cho, ja sama już nie wiem.
- Wiesz, dobrze by było, gdybyś pogadała o tym z Draco - skrzywiła się słysząc to - Noo, nie krzyw się. Skoro nie jesteś pewna, to trzeba to wyjaśnić. A tak przy okazji...
Podniosła na mnie wzrok.
- Powinnaś pójść z tym do Flitwicka. Będę ci o tym przypominać i zdania nie zmienię.
Moja przyjaciółka westchnęła.
- Ale Cho, gdy ja mu to powiem to będzie jeszcze gorzej. On powie wszystko Snape'owi. Mopsica zrobi mi piekło, wszyscy będą mnie wyzywać, a Snape będzie ze mnie szydził na eliksirach.
- Poprosisz Flitwicka żeby wziął to pod uwagę. Można przecież załatwić to inaczej. - poklepałam ją po plecach - No, już. Damy radę. A teraz idź włożyć tę kieckę.

Dziewczyna przebrała się dosyć szybko i wyszła w niej trochę nieśmiało. Przyglądałam się jej badawczym wzrokiem.
- Mhm, dalej. Obróć się - zakręciłam palcem w powietrzu.
Luna uśmiechnęła się i obróciła zamykając oczy. Wyglądała w niej świetnie.
- Zrobimy ci potem jakąś fajną fryzurkę i będzie świetnie! - ucieszyłam się - A teraz już się zbierajmy. Zgłodniałam.
- Ja też - zaśmiała się przyjaciółka.


Gdy wracałyśmy z Wielkiej Sali dyskutowałyśmy na temat fryzury. Widać było, że zaraziłam Lunę swoim entuzjazmem. Trajkotała jak najęta o różnych upięciach, jakie widziała w czasopismach typu ‘My, czarownice’, ‘Jak zaczarować swe włosy’ i ‘Dobre rady jak wyczarować coś z niczego’.  
Ustaliłyśmy, że zrobię jej warkocza.
Gdy weszłyśmy do naszego dormitorium z ulgą stwierdziłyśmy, że nikogo oprócz nas tam nie ma. Luna szybko się przebrała i usiadła na łóżku. Stanęłam zaraz za nią i wzięłam się do roboty. Starannie dobierałam pasma jej falowanych blond włosów. Poszło mi szybko. Na koniec wyjęłam parę krótkich kosmyków z warkocza i podziwiałam swoje dzieło. Byłam całkiem zadowolona z efektów. 
- No, wyglądasz cudnie. Jak księżniczka.
Luna oglądała się w lustrze z każdej możliwej strony. Zdawało mi się, że nie cieszy się z tego spotkania tak bardzo jak ja. To pewne, że się stresowała. W końcu chciała wyjaśnić całe to głupie zajście z Pansy. Jestem pewna, że wszystko się wyjaśni i znów będzie dobrze. Nie mogą przecież zerwać, za bardzo im na sobie zależy. 
- No, a teraz leć do Draco. Zaraz się spóźnisz - popchnęłam lekko przyjaciółkę w stronę drzwi. Zaraz po tym jak wyszła usłyszałam jakieś ciche, pojedyncze gwizdy. Tak, moja przyjaciółka wyglądała na prawdę ślicznie. Rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie walały się nasze sukienki, spódnice, bluzki... Nie mogłam nawet znaleźć różdżki, którą zostawiłam tu przed obiadem. Zakasałam rękawy i wzięłam się do składania i układania ubrań w kufrach. Po jakimś czasie wreszcie skończyłam i znalazłam różdżkę. Odetchnęłam, poprawiłam włosy i wyszłam. Nawet sama nie wiem gdzie, po prostu wyszłam żeby się gdzieś przejść.
Szłam sobie spokojnie korytarzem, gdy nagle wpadł mi do głowy pomysł. Natychmiast pobiegłam do biblioteki. W środku nie było tłumów, to dobrze. Ruszyłam do alejki ksiąg z zaklęciami i zaczęłam czytać grzbiety ksiąg. Wybrałam takie egzemplarze jak 'Zaklęcia obronne', 'Proste, szybkie i skuteczne', 'Jak uśpić małego czarodzieja', 'Zaklęcia uczniowskie - psikusy i nie tylko'.
Z kupą książek udałam się do najbliższego stolika i zaczęłam przeglądać Spisy treści. Szukałam wszystkiego co mogłoby uśpić, odurzyć, omotać, spowodować stratę świadomości... Każdego zaklęcia, które mogłoby być ewentualnie na mnie rzucone. Wiem, że to brzmi dziwnie. Przecież wypadki zdarzają się każdemu. Ale mimo wszystkich swoich i cudzych tłumaczeń chciałam sprawdzić, czy zaklęcie o podobnym działaniu istnieje i czy ktoś mógłby je rzucić.
Po około pół godziny miałam na koncie dwa znalezione hasła, ale oba dotyczyły eliksirów.

Eliksir Słodkiego Snu (inaczej: Eliksir Usypiający) - eliksir, który powoduje natychmiastowe zaśnięcie. Jest podawany osobom chorym, cierpiącym na bezsenność oraz małym dzieciom mającym problem ze snem. Można podawać go doustnie, nasączyć nim pokarmy lub dolać do napoju. Po spożyciu eliksiru nie ma się żadnych snów. 
Składniki:
- 2 krople śluzu gumochłona
- 4 gałązki lawendy
- 4 gałązki waleriany
- 6 miarek standardowego składnika

Eliksir Dulcenus - odpowiednik Eliksiru Usypiającego (str. 274) Ma takie same zastosowanie i podobne działanie, jest jednak bezpieczniejszy. Można podawać doustnie, nasączyć nim pokarmy lub dolać do napoju. Najczęściej podawany dzieciom mającym problem ze snem bądź osobom przemęczonym nie mogącym zasnąć. Efekty po spożyciu eliksiru są widoczne po około od 1 do 2 godzin po spożyciu. Po spożyciu eliksiru nie ma się żadnych snów.
Składniki:
- 2 krople śluzu gumochłona
- 5 gałązek lawendy
- 4 gałązki waleriany
- 6 miarek standardowego składnika
- 1 kropla nalewki z piołunu


Postanowiłam przepisać je sobie na pergamin, tak w razie czego i zaczęłam się nad tym zastanawiać. Po dłuższej chwili wzięłam do ręki następną księgę. Była mocno zakurzona i wyglądała na starszą niż pozostałe. Otworzyłam ją na Spisie Treści i zaczęłam szukać. Niestety niewiele mi to dało, zaczęłam więc przeglądać ją kartka po kartce. Księga okazała się leksykonem, co ułatwiło mi sprawę. Zaczęłam szukać w rozdziale 'Zaklęcia codziennego użytku'. Czytałam działanie każdego zaklęcia, którego nie znałam. Zbliżałam się już do końca działu, gdy na coś trafiłam.

Sopiturnus
Zaklęcie ma na celu uśpienie przeciwnika, odurzenie go. Czasem używane w pojedynkach. 
Po rzuceniu zaklęcia przeciwnik popada w stan senności, stopniowo traci przytomność. Czas utrzymywania się efektu zaklęcia to od 10 do 15 minut. Zaklęcie czasem używane do wzmocnienia działania zaklęcia Drętwoty lub eliksirów powodujących senność. Wówczas czas utrzymywania się efektu może trwać od paru godzin do nawet paru tygodni.

- To jest to! - krzyknęłam.
- Cicho bądź albo stąd wyjdź - syknęła na mnie stara bibliotekarka, pani Pince.
Przepisałam znalezione zaklęcie zaraz pod eliksirami i włożyłam ostrożnie do kieszeni spodni. Zaniosłam księgi na swoje miejsca i wyszłam zadowolona z biblioteki. Wracając do wieży byłam pogrążona w myślach. Nie zauważyłam nawet, że wpadłam na jakąś osobę.
- Na Merlina, przepraszam, nie zauważyłam cię - schyliłam się i pomogłam dziewczynie zebrać jej książki.
- A, ja też przepraszam. Zagapiłam się w rozpiskę. Jestem tu nowa i nie kojarzę jeszcze wszystkich korytarzy. - uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem. 
- Cho - podałam jej rękę.
- Natalie - uśmiechnęła się lekko.
-  Z jakiego domy jesteś? - spytałam.
- Przydzielono mnie do Hufflepufu. Mam parę pytań i szukam profesor Sprout. Mogłabyś mi pomóc?
- Jasne.

_______________________

Wybaczcie, że pojawił się później niż było zamierzone, ale kłopoty z netem nie sprzyjają pisaniu i publikacji. Mam nadzieję, że jakoś to się unormuje. W niedzielę zaczynają mi się ferie, więc raczej coś wpadnie.  Za 5 komentarzy kolejny rozdział. :)

Nazwę zaklęcia wymyśliłam sama, a nazwę eliksiru wymyśliła Kasia.
Sopiturnus - łac. sopitur - usypiać; som. nus - spać
Dulcenus - łac. dulce - słodki; som. nus - spać


Mój ostatni rozdział