poniedziałek, 7 września 2015

'W poszukiwaniu swego znicza' Rozdział 12

- Mmm, bardzo dobre gofry. Luna, spróbuj - szturchnęłam przyjaciółkę w ramię. Była jakaś nieprzytomna - Eej, co Ci jest? No jedz.
Nałożyłam jej na talerz gofra. Wyglądała na naprawdę zmęczoną, jakby nie spała przez całą noc.
- Lunaaa.. może pójść do Snape'a po jakiś eliksir orzeźwiający co?
- Em.. co? Ah, nie, nie trzeba. Już jem, po prostu się zamyśliłam.
Popatrzyłam na nią badawczym wzrokiem.
- Gdyby coś cię gnębiło to wiesz że ja tu na ciebie czekam z otwartymi ramionami?
- No wiem, dzięki - uśmiechnęła się niemrawo, po czym skubnęła gofra - No, całkiem dobry.
Jadłyśmy tak chwilę w milczeniu, dopóki nie poczułam czyichś dłoni otulających moją talię. Było to tak niespodziewane, że aż wystraszyłam się i lekko podskoczyłam na ławce.
- Spokojnie, to tylko ja - usłyszałam śmiech Harry'ego.
- Wystraszyłam się - mruknęłam.
- Wybacz. Smacznego dziewczyny. Cho?
- Hmm?
- Co powiesz na małe wyjście dziś wieczorem? - szepnął mi do ucha chłopak.
- Chętnie - oblizałam palce i spojrzałam na Harry'ego. W jego pięknych zielonych oczach dostrzegłam blask.
- Potter! Zawijaj szatę!
Harry podniósł się i rozglądał, dopóki nie napotkał wzrokiem rudego chłopaka machającego w jego stronę. Pokręcił głową z uśmiechem i pocałował mnie w czoło.
Obserwowałam, jak oddala się z Ronem i Hermioną.
Z mojej czynności wyrwało mnie dziwne uczucie czegoś mokrego i zimnego na brzuchu.
- Jasna cholera! – zaklęłam na głos. Wylałam na siebie cały puchar soku dyniowego. Cały przód mojej szaty był zalany. Chwyciłam za serwetki i zaczęłam pocierać. Nic to nie dało. Spojrzałam na zegarek. Lekcje zaczną się za 10 minut, wszyscy powoli zbierali się już do wyjścia. Spojrzałam na Lunę. Z zamyślonym wyrazem twarzy przeżuwała wciąż ten sam gofr. Nawet nie zauważyła mojej reakcji.

- Luna. Słuchaj, ja lecę się przebrać. Gdybym się spóźniła to nie czekaj na mnie – mówiłam pośpiesznie, łapiąc za torbę. Spojrzała na mnie i przytaknęła.
Szłam w stronę wyjścia, zauważając spojrzenia i śmiechy skierowane w moją stronę.
Gdy tylko wyszłam, przerzuciłam torbę przez ramię i zaczęłam biec. Pędziłam w stronę wieży. Wpadłam do pokoju wspólnego tak nagle, że kilku pierwszoroczniaków aż pisnęło na mój widok. Weszłam do dormitorium, rzuciłam torbę na łóżko i szybkim ruchem zdjęłam z siebie swoją przemoczoną szatę oraz koszulę. Nie mogłam znaleźć czystej. Otworzyłam kufer i zaczęłam w nim szperać. Znalazłam jedynie koszulę z małą plamą. Nie mając nic innego pod ręką, założyłam ją, a potem wcisnęłam się w moją drugą szkolną szatę. Wzięłam torbę i wybiegłam. Na korytarzu nie zauważyłam nikogo, pewnie wszyscy siedzą już w salach. Skierowałam się w kierunku lochów. Nie miałam kiedy wylać na siebie soku tylko akurat przed eliksirami.
Zapukałam i wparowałam do klasy. Wszystkie pary oczu automatycznie skierowały się na mnie. Snape, który właśnie nachylał się nad jakimś Puchonem odkręcił powoli głowę z jadowitym uśmieszkiem.
- Czyżby panna Chang zdecydowała się w końcu zaszczycić nas swoją obecnością?
- Ekhem.. panie profesorze, przepraszam za spóźnienie – wymamrotałam patrząc w te jego chłodne oczy.
- Siadaj już – wysyczał przez zęby, po czym kontynuował swoje znęcanie się nad Puchonem.
Spojrzałam na moje dotychczasowe miejsce. Na krześle zajmowanym przez Lunę siedział Cedrik. Podążając w stronę ławki zerknęłam na Lunę – siedziała z Mariettą. Ugh, no tak, przecież to pomysł Snape’a z ostatniej lekcji.
Usiadłam i wyjęłam podręcznik. Wpatrzona przed siebie nie ruszałam się, ani nie odzywałam ani słowem. Mistrz eliksirów zaczął czytać nam temat, na który musieliśmy znaleźć w parach informacje. Wyczułam na sobie wzrok Cedrika.
Spojrzałam na niego, a on momentalnie odwrócił twarz w bok. Wywróciłam oczami i otworzyłam podręcznik na Spisie Treści.
- Zamierzasz mi pomóc czy będziesz tak siedział? – odezwałam się,

- Co? A.. Taaa.. Gdzie to jest? – spytał zmieszany.
Sięgnęłam po jego książkę i otworzyłam na odpowiedniej stronie.
- Tu. Ja biorę się za składniki i objaśnienia.


Po jakichś 25 minutach pracy w skupieniu, złożyliśmy do kupy nasze notatki i stworzyliśmy coś w miarę dobrego. Poszło gładko. Ponad połowa klasy wciąż jeszcze pisała i szukała informacji.
Nie mając nic do roboty, Cedrik zaczął skrobać coś piórem w swoim podręczniku. Wyglądał tak, jak gdyby tak na prawdę robił coś zupełnie innego - był zamyślony. Wędrował gdzieś daleko stąd, a jego bazgroły były jedynie wynikiem machinalnych działań jego ręki. Spojrzałam w stronę Luny. Wyglądała już bardziej przytomnie. Co chwilę odszeptywała coś wkurzonej Marietcie. Zerknęła na mnie i skrzywiła się znacząco. Chwilę potem Marietta zrobiła to samo i obrzuciła mnie chłodnym i przerażonym spojrzeniem.
I wróciła do pracy, nadal wykłócając się o coś z Luną.
Odwróciłam się w stronę Cedrika. Patrzył na mnie zamyślony. Po chwili ocknął się i zarumienił nieco zmieszany.
- Em.. coś się stało? - spytałam.
- Co? Nie.. nic - zawahał się.
Spojrzałam na swoje dłonie.
On wziął głęboki oddech, po czym wydał z siebie dziwny dźwięk, nieco przypominający moje imię.
Nie zareagowałam.
Po chwili podsunął mi jakąś małą kartkę a na niej napis:

Moglibyśmy pogadać?

Wreszcie!
Nie możliwe!
Czyżby po takim czasie postanowił jednak wyjaśnić to i owo?
Poczułam się podekscytowana. Musiałam powstrzymać uśmiech.
Chwyciłam za pióro i odpisałam:


Jasne. A o czym?

Podałam.

Zamarł na chwilę, po czym napisał szybko:

O nas.

Otworzyłam szeroko oczy. O nas?!
Odetchnęłam.

Okey. Kiedy proponujesz?

Zamyślił się. Zerknął dyskretnie w stronę Marietty. Chyba miał nadzieję, że nie widziała naszej 'rozmowy'.

Może być jutro wieczorem? Pod wierzbą nad jeziorem?
Tylko nie mów nic Marietcie, błagam.

Uśmiechnęłam się pod nosem. No tak. Ta dziewczyna potrafiła być niemal chorobliwie zazdrosna.

Mi pasuje.
Nic nie powiem.

Skinął do mnie i włożył karteczkę do kieszeni.
Niedługo potem Snape oświadczył, że czas minął i kazał nam złożyć nasze prace na biurku.
Wszyscy już wyszli.
Reszta lekcji minęła mi na nerwowych rozmyślaniach, jak potoczy się rozmowa z Cedrikiem.
Przypomniało mi się, jak znalazłam w jego dormitorium 'mój' list, który tak na prawdę był zupełnie inny.
- Myślisz, że czegoś się domyślił? Że coś w tym wszystkim jest nie tak? - spytałam Luny na zaklęciach.
- Nie wiem. Może - odparła. Ściągnęła brwi - Albo po prostu zrozumiał, że zachował się jak bachor. W końcu to było żałosne. Powinien był od razu z tobą o tym pogadać, no nie?
- No w sumie tak. Chociaż gdybym ja dostała taki list...
- To też byś uwierzyła? - dokończyła.
Skinęłam lekko głową. Nie byłam do końca pewna mojej reakcji. Ale w takich emocjach łatwo byłoby uwierzyć w coś takiego.
Po obiedzie zaczepiła mnie Natalie.
- O, cześć. Jak tam? Już nie gubisz się w korytarzach? - zaśmiałyśmy się obie.
- Nie. Jest okey. Widziałam cię na eliksirach.
- Na prawdę? - zdziwiłam się - Nie zauważyłam cię.
- Ah, siedziałam na końcu - machnęła ręką. - Miałam podejść po lekcji, ale nie zdążyłam. Zanim się spakowałam ciebie już nie było.
- Oh, spieszyłam się. Wybacz.
- Jest ok. Ugh! Czy ten Snape zawsze jest taki podły? - wykrzywiła twarz w śmiesznym grymasie.
- Tak. No, chyba że byłabyś Ślizgonką. Wtedy to już inna bajka.
Znów zaczęłyśmy się śmiać.
- Racja. Niezły im się opiekun trafił! Czy on kiedykolwiek myje te włosy? Mam wrażenie, że skrzaty mogłyby na nich coś usmażyć.
Złapałam się za brzuch.
- To jedna z wielkich tajemnic Hogwartu - parsknęłam ze śmiechem.
- O Merlinie! - Natalie nagle zamarła i rozdziawiła swoje usta.
- Co się stało? - spytałam, oglądając się przez ramię.
- Tam! - wskazała palcem na sam szczyt schodów - Nie wierzę! To Harry Potter?!
Uśmiechnęłam się pod nosem
- Tak.
Pisnęła. Złapała się za głowę i potrząsnęła nią energicznie. A potem wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- Niesamowite.
- Chcesz go poznać? - mrugnęłam do niej, po czym odwróciłam się i zaczęłam machać - Harry!
- Jasne! - wykrztusiła i czekała razem ze mną.

______________________________________________

Kurde, wreszcie!
Ugh, ja nie wiem. Toż to wstyd i hańba, żeby tak długo nie było rozdziału! Ostatni był 27 stycznia! .___.
Wreszcie pojawił się następny. Chcę teraz pisać systematycznie. I bez takich odchyłów. Mam nadzieję, że znajdę czas. Muszę! Nie ma bata żebym odpuściła.
Okey. Należą mi się bęcki. Czekam ._.

DLA PRZYPOMNIENIA: Mój poprzedni rozdział

NASZE NOWE OPOWIADANIE
Myślodsiewnia

środa, 2 września 2015

"Zwyczajnie Magiczne" Rozdział 1: Alex

Hej!
Niestety nie udało mi się opublikować tego wczoraj, ale dziś już jest. 
Pewnie zastanawiacie się o co chodzi? 
Jest to nowe opowiadanie. Będzie ono wspólne. To znaczy jeden rozdział będę pisać ja, drugi Gabi. Gabrysia nie wie, co ja wymyśliłam w swoim rozdziale, a ja co ona w swoim. Mamy nadzieję, że pomysł Wam się podoba.
Wpadłam na to myśląc o kolejnym roku szkolnym.
Alexandra jest moją postacią, a Alice Gabrysi. O Als dowiecie się więcej w następnym rozdziale. O Alex także w kolejnych. 
Poza tym zmieniłyśmy znowu menu, bo tamto nie wyświetlało się na komórkach. Kolejną nowością jest możliwość obserwowała przez e-mail.  Po wpisaniu Waszego maila i naciśnięciu przycisku "sumbit" powinno wyskoczyć Wam nowe okno, gdzie musicie wpisać kod. Po wpisaniu kodu wciskacie "Complete Subscription Request". Potem musicie wejść na pocztę, żeby to aktywować. 
Już nie przedłużam.
Zapraszam do czytania i komentowania! 
_________________________

Ostatni dzień sierpnia spędziłam w domu.  Musiałam spakować się do szkoły…  Na dnie kufra wszystkie moje szaty, złoto-czerwony szalik, rękawice ze smoczej skóry… Podręczniki wrzuciłam do kociołka wraz z skarpetami. Ubrania, buty, dodatki… Spojrzałam na klatkę z moją sową. Wszystko mam.  Jechaliśmy na dworzec King Cross, a ja po raz kolejny sprawdzałam w głowie swoją listę. Uczucie, że czegoś zapomniałam nie dawało mi spokoju.  Zawsze tak mam… 
Spojrzałam na swoje ręce. Na prawym nadgarstku miałam kilka bransoletek z muliny. Jedną złoto-czerwoną, w kolorach mojego domu, Gryffindoru. Drugą z moim imieniem, Alex, dostałam od mojej najlepszej przyjaciółki, Alice. Reszta była przypominała mi o ważnych rzeczach w moim życiu. Były zwyczajne w różnych kolorach. Większość zrobiłam sama przez te wakacje, bo nie miałam, co robić, a wyjścia z mugolskimi znajomymi były dość nudne. Na lewy nadgarstek czasem zakładam pieszczochę albo zegarek. Były dni kiedy nosiłam na niej uroczą kokardkę.
Moje wakacje nie były takie złe. Byłam przez u tydzień u babci,  gdzie spędzałam czas z braćmi i siostrami. Przychodzili tam też ich znajomi. Wszyscy byli bardzo fajni, mimo że byli mugolami. Moja bliska rodzina wie o tym, że jestem  czarownicą. Nigdy nie mieli z tym problemu, dla nich to było fascynujące. W dzieciństwie często przypadkiem udało mi się coś wyczarować, co mojemu rodzeństwo dawało niezwykłą uciechę. Tylko jedna ciotka miała problem z tym, że mój tata wziął sobie „wiedźmę” za żonę. Ciotka Mia nie była  przyjemną osobą, co każdy z naszej rodziny wiedział bardzo dobrze.
W sierpniu byłam u drugiej babci, Edith, która była czarownicą. U niej też się nie nudziłam z moim kuzynostwem grałam w quidditcha i dzieliliśmy się doświadczeniami z ubiegłego roku. Kiedy udało mi się znaleźć na chwilę z Katie, moją starszą siostrą cioteczną, spytałam się czy SUMy są trudne. W tym roku będę je zdawać i trochę się nimi stresuję… Zresztą nie tylko ja. Pewnie cały mój rocznik jest nimi zestresowany. Na szczęście moja kuzynka mnie uspokoiła.
Spędziłam także weekend u Als, a ona następny u mnie. Nasi rodzice wreszcie się na to zgodzili. Nigdy w życiu nie bawiłam się tak dobrze jak podczas tamtych dni.  Mimo wszystko zawsze lubiłam wracać do Hogwartu, bo jest inny niż wszystkie szkoły.  
Westchnęłam cicho wyglądając przez okno. Nie wiedziałam, że już tyle przejechaliśmy.
- Alex, moja mała czarodziejko, jesteśmy już. – powiedział tata. Mój tata, Edward, zawsze zawoził mnie na dworzec i odprowadzał prawie pod sam peron.  Mama i siostry jeździły z nami tylko przez pierwsze dwa lata, a potem już nie czułam takiej potrzeby.
- Ile mam jeszcze czasu? – spytałam.
- Dwadzieścia minut. – odpowiedział. – Na pewno zdążysz.
- Chodźmy już.
Idąc cały czas myślałam, czy Als jest już w Hogwart Expresie. Mam nadzieję, że zajęła nam jakiś przedział.
Weszliśmy na peron 9. Tata oddał mi wózek z moim kufrem i klatką z Sky.  Przytulił mnie na pożegnanie i pozwolił mi już iść na mój peron. Bardzo lubił patrzeć na moment, w którym znikałam w ścianie między peron 9 i 10, przedostając się na peron 9 i ¾. Dla niego to nie było najprzyjemniejsze.
Po drugiej stronie był tłum czarodziejów. Ciężko było dojść do drzwi pociągu. Starając dostać jak najszybciej do wagonu staranowałam jakieś dziecko. Nigdy wcześniej go nie widziałam, więc pewnie był jednym z pierwszorocznych. Wpadając na niego od razu zrobiłam się czerwona.
- Przepraszam – powiedziałam i poszłam dalej nie zwracając uwagi na dzieciaka. Dość szybko udało mi się dostać do wagonu. Gorzej było ze znalezieniem Alice. Po przejściu prawie połowy pociągu dopiero ją znalazłam.  Weszłam do przedziału.
- Cześć! – krzyknęła na mój widok. Prawie się nie zmieniła odkąd ją ostatni raz widziałam.  Była tylko nieco bardziej opalona. Dalej miała włosy koloru ciemnego  podobnej długości do moich i zielone oczy.
- Hej! – odpowiedziałam radośnie.
- Czemu jesteś taka czerwona? – spytała się.
- Aaa… - westchnęła rumieniąc się jeszcze bardziej. – Tylko staranowałam jakieś dziecko.
- Jesteś jedyną osobą, która co roku wpada na kogoś na peronie! – zaczęła się śmiać. Niestety miała rację. Każdego roku wpadam na kogoś na peronie. W wieku jedenastu lat n obijałam się dosłownie o każdego na peronie! W ten sposób poznała też Als. Po prostu na nią wpadłam. Po czym nie uszłyśmy nawet pięciu kroków, a ja już leżałam na ziemi. Byłam wtedy wyjątkowo niezdarna, ale też bardzo zestresowana.
- Nowe bransoletki? – zauważyła.
- Tak. Mam też kilka dla ciebie, ale dam ci je w szkole. – powiedziałam. – Jak ci minęły wakacje?
- Bardzo dobrze. – powiedziała. – Mam kilka ploteczek.
Uśmiechnęła się, przez co przypominała mi małego diabełka. Lubię jak się tak uśmiecha. To zawsze znaczy, że coś ciekawe bądź korzystne dla nas. Nigdy nie wiem, jakim cudem ona zna wszystkie plotki z całej szkoły.
- Słucham cię bardzo uważnie, Ali. 
- Błagam. – jęknęła. – Nie nazywaj mnie tak! Alice, Als jak najbardziej! Tylko nie Ali.
- Wiem o tym bardzo dobrze. – uśmiechnęłam się. Moja przyjaciółka nienawidziła jak ktoś zwracał się do niej jej tym zdrobnieniem. Mi było obojętne czy ktoś zwraca się do mnie Alex czy Alexandra. Większość osób używała krótszej formy, ale byli też tacy, co mówili na mnie po nazwisku, Eaton.  Moje nazwisko nie było takie złe.
- Jeśli  jeszcze raz użyjesz tej formy, to ci nic nie powiem!
- Już będę grzeczna. – powiedziałam i obie wybuchłyśmy.
- Uważaj, bo uwierzę. Teraz słuchała uważnie. – jak zawsze w takich sytuacjach zrobiła chwilę przerwy. – W tym roku do pierwszej klasy idzie syn Harry’ego Pottera!
Osłupiałam.
- Jak to? – powiedziałam. – To Harry Potter ma syna?!
- Tak. Ma trójkę dzieci – wywróciła oczami.
To była najważniejsza informacja jaką Als przekazała. Reszta dotyczyła tego, że najprzystojniejszy Gryfon rozstał się z dziewczyną i już dwie przyjaciółki się o niego pobiły. Rozmawiałyśmy też o Ślizgonach. Co roku, któryś z nich przychodzi do naszego przedziału, żeby się z nas pośmiać. Minęła już  większa część drogi, a żaden się nie zjawił.
- Zauważyłaś? – powiedziałam.
- Co?
- Żaden Ślizgon się nie zjawił! – krzyknęłam.
- Pewnie są zajęci śmianiem się z pierwszorocznych. – powiedziała. – A jeśli zobaczyli, że jest młody Potter, to nie dali mu spokoju. Albo po prostu wyrośli z tego.
                Możliwe, że Als miała rację. Jednak ja do tego nie byłam przekonana. Może chcieli dać nam fałszywe poczucie bezpieczeństwa?
- Załóżmy szaty. – powiedziała.  – Niedługo będziemy.
                Wyciągnęłam z mojego kufra szatę. Szybko ją założyłam. Jakieś dziesięć minut później pociąg się zatrzymał.
- Chyba już jesteśmy. – powiedziałam.
- Na pewno. – wyjrzała przez okno.
- Chodźmy. – wyszłyśmy z przedziału i skierowałyśmy się w kierunku wyjścia.