- Hej, śpiochu. Jak się czujesz? Zawołać panią Pomfrey?
- Chyba dobrze, dzięki. - uśmiechnęłam się - jak długo tu leżę?
- A ze dwa dni - mruknęła patrząc gdzieś obok mnie.
- Która godzina? - spytałam, usiłując zerknąć na stojący na szafce zegarek.
- Mmm. Jest przerwa na drugie śniadanie. Zaraz się kończy.
- Będziesz musiała się zbierać. Długo tu tak przy mnie siedzisz?
- Całą przerwę - uśmiechnęła się - przesiaduję tu kiedy tylko mogę.
Uśmiechnęłam się do niej ciepło dziękując za jej wsparcie. Przyjrzałam się dokładniej. W czerwonawych i nieco napuchniętych oczach można było dostrzec jakąś obojętność, nie było w nich zwykłego, Lunowego, radosnego blasku. Włosy miała trochę roztrzepane.
- Luna? - zaczęłam - Czy coś się stało, podczas gdy ja byłam tutaj?
Spojrzała mi w oczy i zaczęła:
- Tak. - Odetchnęła głęboko i kontynuowała - W dniu twojego wypadku. Gdy ty poszłaś na spotkanie z Harry'm ja wróciłam do zamku po jedną rzecz. Gdy już schodziłam z powrotem ze schodów usłyszałam głosy mówiące coś na mój temat - opowiedziała mi o podsłuchanej przypadkowo rozmowie Pansy Parkinson i paru innych Ślizgonek oraz o pocałunku Pansy i Draco. Do Mopsicy to by nawet pasowało - wchodzić między parę i robienie skandalu dla własnej korzyści. Ale Draco? Najbardziej zaskoczyło mnie właśnie to, że on odwzajemnił ten pocałunek.
- Och, Luna, nie przejmuj się. Wiesz, jaka jest Pansy, na pewno to ona się na niego rzuciła dla jakiejś draki albo go zmusiła. Kochana, wiem że to dla ciebie trudne. Współczuję ci. Ale musisz z nim jakoś to wyjaśnić. Jak już będziesz w stanie - powiedziałam, wykonując przywołujący gest. Przysunęła się bliżej, a ja mocno ją przytuliłam.
- Tak jak ty z Cedrikiem? - zaśmiała się.
- Nie. Ale tą sprawę też jeszcze kiedyś wyjaśnię.
Niedługo potem Luna udała się na lekcję transmutacji, a ja leżałam tak i rozmyślałam, dopóki nie przerwała mi pani Pomfrey. Niosła tacę, zapewne z jakimś jedzeniem i eliksirem.
- O, wreszcie się obudziłaś.
Zrobiła trochę miejsca na szafce obok łóżka i postawiła tacę. Wzięła się pod boki i spojrzała na mnie.
- No, całkiem długo spałaś, aż się trochę zdziwiłam. Mam tu dla ciebie ciepły posiłek i odrobinę eliksiru, powinien poprawić twoje samopoczucie. Dziś wieczorem będziesz już spać w swoim dormitorium.
- Dziękuję - podniosłam się do pozycji siedzącej - Mam pytanie. Wie pani, co tak właściwie się stało?
- Spadłaś z miotły i straciłaś przytomność. Szczegółów nie znam, ale pan Potter na pewno chętnie ci opowie. Przychodził tu parę razy gdy spałaś.
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłam się lekko, po czym przeniosłam tacę na swoje nogi i zaczęłam skubać moje jedzenie.
Gdy skończyłam, osunęłam się na miękkie poduszki i zaczęłam rozmyślać. Zamknęłam oczy i usiłowałam sobie przypomnieć wszystko, co się wydarzyło w porze mojego wypadku. Pamiętałam jedynie to radosne uczucie i wiatr we włosach, a potem uczucie, że rączka miotły wypada mi z rąk. A potem pustka. Nic.
Rozejrzałam się po sali. Spojrzałam na zegarek - zanim znajdę się w dormitorium lub zanim ktoś mnie tu odwiedzi minie trochę czasu. Zauważyłam na stoliku książkę, ale nie chciało mi się jej czytać. Wolałam pogrążyć się we własnych myślach.
Dawno nie miałam już takiej dłuższej chwili na wspominanie, zawsze było coś do zrobienia. Lekcje, posiłki, prace domowe, spotkania, sen.
Przypomniały mi się nocne odwiedziny. Harry i Draco przylecieli wtedy do mnie i Luny w nocy na miotle, pod peleryną niewidką. Był to w sumie przełomowy moment dla mnie i Harry'ego, jeśli można to tak nazwać. Dużo rozmawialiśmy, przełamaliśmy 'pierwsze lody'. Było bardzo zabawnie i miło. Żartowaliśmy, przytulaliśmy się, a potem... Potem, gdy okazało się że Luna i Draco usnęli, Harry zabrał po cichutku miotłę i pelerynę, po czym zaprosił mnie na nocny lot. Lecieliśmy spokojnie nad błoniami, on z przodu, a ja za nim, trzymając się jego pleców. Wylądowaliśmy przy jeziorze. Tam, ciągle po peleryną, spacerowaliśmy wzdłuż brzegu w milczeniu. Ale nie była to niezręczna cisza. Szliśmy tak tuż obok siebie, powoli, spokojnie. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się i położyliśmy na bujnej trawie. Obserwowaliśmy ciemne niebo - nie było zbyt wiele chmur, więc mogliśmy wypatrywać gwiazd. Wpatrywaliśmy się w księżyc i rozmawialiśmy. W pewnym momencie usiedliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. Nasz twarze zaczęły się powoli do siebie zbliżać, niepewnie, spokojnie. W końcu nasze usta zetknęły się w słodkim pocałunku. Zaczerwieniłam się.
Uśmiechnęłam się na myśl o naszym pierwszym całusie. To była niezwykła chwila. Pamiętam, że posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę, a potem niezauważeni wróciliśmy do mojego dormitorium. Draco i Luna nadal spali, a więc nasza mała wyprawa została tajemnicą. Dopiero potem podzieliłam się tym z Luną.
Wspominałam nasze spotkania, wspólne treningi, wypad do Hogsmeade i wiele innych, a uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy. Uświadomiłam sobie, jak bardzo lubię Harry'ego i jak bardzo przyzwyczaiłam się do spotkań z nim, do jego obecności. To niesamowite. Z jednej strony chłopcy są często nieogarnięci, niedojrzali, czasem popisują się chamstwem, ale z drugiej, gdy już trochę dojrzeją - są nam tak potrzebni, dają nam radość...
Przetarłam lekko piekące mnie oczy. Chyba się trochę zdrzemnę - pomyślałam. Ułożyłam się na boku, zamknęłam oczy i niedługo potem odleciałam w krainę snu.
Poczułam, że ktoś lekko potrząsa moim ramieniem. Skrzywiłam się i od razu uścisk zniknął. To nie bolało, bardziej był to wyraz niezadowolenia, że ktoś przerywa mój sen. Otworzyłam oczy, to była pani Pomfrey. Rozejrzałam się. Patrząc w okno zauważyłam, że słońce jest już niżej.
- Zbieramy się, śpiąca królewno - zakomunikowała pielęgniarka.
Pomogła mi zebrać rzeczy z szafki, odprowadziła do schodów i wróciła do skrzydła, podczas gdy ja zaczęłam wspinać się po stopniach. Gdy odpowiadałam na zagadkę kołatki, miałam w duchu nadzieję, że w Pokoju Wspólnym nie będzie zbyt dużo gapiów i ciekawskich osób. Jedyną rzeczą, na którą miałam teraz ochotę był dalszy sen, ewentualnie krótka rozmowa z Luną.
Weszłam do środka, na szczęście nie było zbyt wiele osób. A te kilka, widząc mój aktorsko zmęczony wzrok i machnięcie ręką, najwyraźniej postanowiło zostawić pytania na później i wrócić do swoich czynności.
W dormitorium nikogo nie było. Usiadłam na swoim łóżku, położyłam rzeczy na szafkę, przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Na błoniach było jeszcze sporo osób, mimo pochmurnej pogody. Nagle pisnęłam. O mało co nie wleciała we mnie maleńka sówka. Odetchnęłam i złapałam ją. Odpięłam od jej nóżki zwitek pergaminu i poklepałam ją czule po główce.
Rozwinęłam karteczkę:
Cho,
pewnie już wróciłaś. Wybacz, że mnie nie ma, ale musiałam trochę odetchnąć.
Jestem na błoniach razem z Ginny. Gdybyś czegoś potrzebowała - odeślij do mnie sówkę.
O, masz całusy od Harry'ego. Kazał przekazać, że gdy będziesz się czuć na siłach, to chętnie Cię spotka.
Luna
Położyłam karteczkę na szafce i odezwałam się do sówki:
- Jak na razie nie masz żadnej przesyłki. Możesz sobie trochę polatać. Masz - podałam jej ziarenko - Smacznego.
Przebrałam się w moją piżamę i wskoczyłam do łóżka. Usnęłam.
Obudziłam się następnego ranka. Leżałam spokojnie, wpatrując się w sufit. Po chwili dotarły do mnie jakieś niezrozumiałe szepty. Podniosłam się i podchodząc na czworakach do rogu łóżka, odsłoniłam powoli kotarę. Patil i Marietta szeptały między sobą, posyłając ukradkowe spojrzenia to na Lunę, to w moją stronę. Luna natomiast co jakiś czas coś im odpowiadała, bądź kiwała głową. Zdecydowanym ruchem złapałam kotarę i odsłoniłam ją, uśmiechając się.
- Cześć, dziewczyny. Wyspałyście się?
Gdy pierwszy szok po moim nagłym przywitaniu minął, odezwała się Marietta:
- My tak. A ty?
- Jak się czujesz? Wszystko dobrze? – dodała następna z moich lokatorek.
- U mnie wszystko ok. Spokojnie, pani Pomfrey postawiła mnie na nogi. – odpowiedziałam.
- No, masz co opowiadać. – powiedziała Padma – Słuchamy.
- Tak w sumie to nie wiem co wam opowiedzieć. Obudziłam się dopiero wczoraj, nie wiem co się działo.
- Wiemy, ale jak to się stało, Cho? Ten wypadek. Czy to prawda, że uderzyłaś prosto w drzewo?
- Dziewczyny, może dajmy Cho na razie spokój, niech się przebierze, naszykuje. – odezwała się Luna.
Dziewczyny niechętnie przyznały jej rację, po czym zaczęły gawędzić na temat jakiegoś ‘ciacha z siódmego roku’ i wyszły. Ja natomiast chwyciłam swoje ubrania i przebrałam się. Zaczęłam pakować podręczniki i inne przybory do torby, po czym usiadłam sobie i spojrzałam na Lunę.
- Dzięki, że je powstrzymałaś. Zasypałyby mnie pytaniami.
- Nie ma za co. – zaśmiała się, po czym spytała – Słyszałaś Padmę? ‘Czy to prawda, że uderzyłaś prosto w drzewo?’ – próbowała naśladować jej głos.
Zaśmiałam się.
- Taak, założę się, że usłyszę dziś jeszcze parę takich niestworzonych historii.
- Będę z tobą, w razie czego schowamy się w jakiejś klasie albo pożyczymy niewidkę od Harrego.
- Harry! No właśnie.
- Jestem pewna, że już nie może się doczekać. Idziemy?
- Jasne – odpowiedziałam. Wstałam, wzięłam Lunę pod rękę, po czym wyszłyśmy roześmiane.
Wchodząc do Wielkiej Sali, poczułam burczenie w brzuchu. To przez te wszystkie kuszące zapachy. Gdy usiadłyśmy do stołu, nałożyłam sobie całkiem dużą porcję jajek na bekonie, chwyciłam dzban z dyniowym sokiem i nalałam go sobie do pełna.
- Hej, obżarciuchu – zawołał ktoś zza moich pleców.
Odłożyłam maślaną bułeczkę i odwróciłam się, była to Ginny.
- O, cześć.
- Dobrze cię znów widzieć. – siadła obok Luny – Cześć, Luna.
Zaczęły rozprawiać o jakiejś nieznanej mi, wczorajszej sprawie, więc chwyciłam ponownie moją nadgryzioną bułeczkę i dokończyłam ją jeść. Dopiłam sok dyniowy i wstałam od stołu.
- Zaczekasz chwilkę? Ginny tak mnie zagadała, że nie zjadłam jeszcze tej porcji. To jest takie dobre – wymlaskała Luna.
Niedługo potem udałyśmy się do naszej wieży po torby, po czym powędrowałyśmy pod salę do zaklęć.
Dzisiaj klasa ćwiczyła zaklęcie Depulso. Każdy miał do dyspozycji parę poduszek, które musiał od siebie odepchnąć za pomocą zaklęcia. Profesor Flitwick przywołał mnie do siebie i powiedział, co mam robić. Po chwili wróciłam już na swoje miejsce i tak jak reszta próbowałam zmusić poduszki do odfrunięcia.
- Luna, jak ty to robisz? - spytałam przyglądając się przyjaciółce. Jej poduszka co prawda nie odleciała w drugi koniec klasy tak jak powinna, ale unosiła się już nad stolikiem i odlatywała parę centymetrów, co było już niezłym sukcesem. Oprócz Luny tylko 4 osobom się to udało.
- Nie wiem, po prostu się skupiam - odpowiedziała ze ściągniętymi brwiami.
Zachichotałam.
- Jutro eliksiry. Dobrze, że chociaż ta lekcja mi nie przepadła.
- Co? - Luna wytrzeszczyła oczy - Nie wierzę w to co mówisz.
- Eh, ja też. - westchnęłam - Ale gdyby eliksiry mi przepadły, to Snape byłby w siódmym niebie mogąc chociaż trochę się nade mną poznęcać, bo nie umiałabym przyrządzić eliksiru przerabianego na ostatniej lekcji.
- Racja.
Reszta zajęć minęła nam całkiem dobrze. Nauczyciele byli raczej wyrozumiali i względnie wytłumaczyli mi tematy zajęć. Z pracą domową uwinęłyśmy się całkiem szybko. Luna postanowiła udać się do sowiarni, ja natomiast chciałam znaleźć Harrego.
Udałam się do wieży Gryffindoru, mając nadzieję, że go tam znajdę. Czekałam tam pod drzwiami dobre 15 minut zanim wyszedł jakiś Gryfon. Był to Dean Thomas.
- Cześć Dean. Słuchaj, nie widziałeś w środku Harrego?
- Hej, nie. Tam go nie ma. Z tego co wiem, to poszedł do biblioteki. - odpowiedział drapiąc się w czoło.
- Dzięki - powiedziałam, po czym popędziłam w stronę biblioteki.
Zatrzymałam się przed drzwiami, wzięłam parę głębszych oddechów, przygładziłam włosy i weszłam. Minęłam stoliki i zaczęłam przechadzać się między półkami. Szukałam znanej mi dobrze czarnej, zmierzwionej czupryny. Znalazłam.
Wyszłam zza półki. Mój chłopak zawzięcie szukał jakiejś książki.
- Hej, pomóc ci? - spytałam.
Odwrócił głowę w moim kierunku.
- Cho. Cześć. Nie, już ją wyciągam - po chwili wyciągnął jakąś zakurzoną księgę. - Chodź, tylko ją wypożyczę i gdzieś się przejdziemy.
***Oczami Harrego***
Wyszliśmy z biblioteki. Zaprowadziłem Cho jednym z tajnych przejść na korytarz piątego piętra. Przeszliśmy kawałek i dotarliśmy do zacisznego zakątku.
- Jak się czujesz? - zacząłem rozmowę.
- Um, dobrze, dzięki.
Spojrzała mi w oczy.
- Harry?
- Tak?
- Opowiesz mi o tym, co się stało, gdy spadłam?
Wiedziałem, że mnie o to zapyta. Wiedziałem. Czułem wtedy mocne wyrzuty sumienia. Zadręczałem się, że dałem jej wtedy tą miotłę. Że nie zauważyłem czegoś podejrzanego, jakiegoś jej osłabienia. Że nie zauważyłem, czy może była zmęczona. Przychodziłem do skrzydła szpitalnego i siedziałem przy niej, czekając aż się obudzi. Wpatrywałem się wtedy w jej śliczną twarz okalaną kruczoczarnymi, długimi włosami. Wygląda słodko kiedy śpi, nawet po wypadku.
- Leciałaś na Błyskawicy. Roześmiana, zadowolona. I nagle zwolniłaś, chyba chciałaś już lądować i - zaciąłem się - i puściłaś rączkę miotły. Zaczęłaś spadać, a miotła przy tobie.
Wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem.
- Nie rozbiłam się tak bardzo. Rzuciłeś jakieś zaklęcie, prawda? - spytała.
- Tak. Impedimento żeby zwolnić twoje opadanie i zaklęcie poduszkujące. To chyba pomogło. Potem zaniosłem cię do skrzydła i czekałem. - odwróciłem się i spojrzałem w okno. Cho stanęła obok mnie i złapała mnie za rękę. Oparła głowę na moim ramieniu, mówiąc:
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty, pewnie byłabym cała poobijana.
- Przepraszam.
- Za co? - wyszeptała moja dziewczyna.
- Że do tego dopuściłem. - odpowiedziałem.
- Przestań, to nie twoja wina. Skąd mogłeś wiedzieć, że stanie się coś takiego?
- Mogłem zauważyć, że jesteś osłabiona lub zmęczona.
- Ale ja nie byłam ani zmęczona, ani osłabiona. Nie wiem co to było. Poczułam, że oczy same mi się zamykają, wbrew mojej woli i że tracę świadomość. To było tak nagłe, jakby ktoś rzucił zaklęcie.
- Hmm - zamyśliłem się. Przecież tam nikogo nie było. Chyba że ktoś się zakradł i chciał zrobić jakiś głupi żart. Sam nie wiem.
- Najważniejsze, że już po wszystkim i że czujesz się dobrze - powiedziałem, po czym objąłem Cho ramieniem i pocałowałem ją w czoło. Ten wypadek coś mi uświadomił. To, że na Cho na prawdę mi zależy.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;) Tradycyjnie, za 5 komów next :) Zapraszam do linków niżej, gdyby ktoś chciał odświeżyć sobie pamięć i przejrzeć ostatnie rozdziały.
Mój ostatni rozdział
Ostatni rozdział Kasi
Mapa Huncwotów
Myślodsiewnia
Spojrzała mi w oczy.
- Harry?
- Tak?
- Opowiesz mi o tym, co się stało, gdy spadłam?
Wiedziałem, że mnie o to zapyta. Wiedziałem. Czułem wtedy mocne wyrzuty sumienia. Zadręczałem się, że dałem jej wtedy tą miotłę. Że nie zauważyłem czegoś podejrzanego, jakiegoś jej osłabienia. Że nie zauważyłem, czy może była zmęczona. Przychodziłem do skrzydła szpitalnego i siedziałem przy niej, czekając aż się obudzi. Wpatrywałem się wtedy w jej śliczną twarz okalaną kruczoczarnymi, długimi włosami. Wygląda słodko kiedy śpi, nawet po wypadku.
- Leciałaś na Błyskawicy. Roześmiana, zadowolona. I nagle zwolniłaś, chyba chciałaś już lądować i - zaciąłem się - i puściłaś rączkę miotły. Zaczęłaś spadać, a miotła przy tobie.
Wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem.
- Nie rozbiłam się tak bardzo. Rzuciłeś jakieś zaklęcie, prawda? - spytała.
- Tak. Impedimento żeby zwolnić twoje opadanie i zaklęcie poduszkujące. To chyba pomogło. Potem zaniosłem cię do skrzydła i czekałem. - odwróciłem się i spojrzałem w okno. Cho stanęła obok mnie i złapała mnie za rękę. Oparła głowę na moim ramieniu, mówiąc:
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty, pewnie byłabym cała poobijana.
- Przepraszam.
- Za co? - wyszeptała moja dziewczyna.
- Że do tego dopuściłem. - odpowiedziałem.
- Przestań, to nie twoja wina. Skąd mogłeś wiedzieć, że stanie się coś takiego?
- Mogłem zauważyć, że jesteś osłabiona lub zmęczona.
- Ale ja nie byłam ani zmęczona, ani osłabiona. Nie wiem co to było. Poczułam, że oczy same mi się zamykają, wbrew mojej woli i że tracę świadomość. To było tak nagłe, jakby ktoś rzucił zaklęcie.
- Hmm - zamyśliłem się. Przecież tam nikogo nie było. Chyba że ktoś się zakradł i chciał zrobić jakiś głupi żart. Sam nie wiem.
- Najważniejsze, że już po wszystkim i że czujesz się dobrze - powiedziałem, po czym objąłem Cho ramieniem i pocałowałem ją w czoło. Ten wypadek coś mi uświadomił. To, że na Cho na prawdę mi zależy.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;) Tradycyjnie, za 5 komów next :) Zapraszam do linków niżej, gdyby ktoś chciał odświeżyć sobie pamięć i przejrzeć ostatnie rozdziały.
Mój ostatni rozdział
Ostatni rozdział Kasi
Mapa Huncwotów
Myślodsiewnia