Obudziłam
się bardzo niewyspana, co nie było niczym dziwnym po pierwszej nocy w szkole.
Położyłyśmy się spać około trzeciej nad ranem, a tych kilka godzin snu było dla
mnie dość ciężkie i niespokojne. Śniło mi się, że pływałam w jeziorze, a pod wodą
był wąż morski wydający upiorne dźwięki. Kiedy się obudziłam, okazało się, że
było to po prostu chrapanie Audrey.
Rozejrzałam
się po pokoju. Łóżko Mel było już pościelone, a ona pewnie szykowała się już w łazience.
Była rannym ptaszkiem, ale nie przeszkadzało jej to usypiać w każdym miejscu i
w każdej pozycji. Zawsze wstawała przynajmniej pół godziny przede mną. Czasami
nawet widziałam ją dopiero na śniadaniu. Zawsze udawało jej się zachowywać tak
cicho, że żadnej z nas nie pobudziła. Audrey była jej przeciwieństwem: często
zasypiała, a jeśli wstała przed nami, to szykując się robiła dużo hałasu.
Zazwyczaj to ja ją budziłam i dlatego zdążała na lekcje.
Melanie
wyszła z łazienki.
– Chyba nie spałaś najlepiej.
Masz okropnie podkrążone oczy. To wygląda strasz…
Rzuciłam
jej pełne nienawiści spojrzenie.
– Chociaż nie jest tak źle,
dopóki się tak nie spojrzysz.
– Widzę, że komuś humorek od rana
dopisuje. – nie myślałam, że będę mieć tak zmęczony głos.
– Jest taka piękna pogoda! Zobacz
tylko! – podeszła do okna i rozsunęła szerzej zasłony. – Słyszysz, jak ptaszki
wesoło śpiewają?
– Jesteś niemożliwa. – pokręciłam
głową. – Jak możesz mieć tyle energii?
– Spałam w pociągu i mam
nadzieję, że po lekcjach jeszcze trochę pośpię.
– Zobaczymy najpierw, ile
będziemy mieć lekcji. Ciekawe, co dziś będzie...
Wzięłam
ubrania i poszłam do łazienki.
– Obudzisz ją za jakieś dziesięć
minut? – spytałam przed wejściem.
– Jasne.
Nasza
łazienka była średniej wielkości kwadratowym pomieszczeniem. Jej ściany
wyłożone były złotymi płytkami z czerwonymi akcentami. Po lewo od drzwi znajdował
się prysznic, a obok niego sedes. Po drugiej stronie pomieszczenia stały szafki
z naszymi przyrządami toaletowymi. Wszystko było już poustawiane na swoich
miejscach. Wzięłam potrzebne mi rzeczy i stanęłam przed lustrem wiszącym
naprzeciwko drzwi. Oparłam dłonie o umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie.
Wyglądałam
fatalnie. Niczym narkomanka na głodzie, u której jedynymi kolorami na twarzy były
niebiesko-fioletowe sińce pod oczami. Moje oczy były przekrwione, co po zbyt
małej ilości snu było dla mnie normalne. Lecz w najgorszym stanie były moje
włosy. Próbowałam je rozczesać, ale w dalszym ciągu z prawej strony były
oklapłe, a z drugiej moje loki były całkowicie poplątane.
– Ech… I jak tu cię doprowadzić
do porządku?
***
Nawet
nie miałam zamiaru podnosić z podłogi resztek jest przeklętej gumki. Kucyk,
który był moim jedynym ratunkiem, zawiódł. Tak konkretniej to gumka zawiodła.
– Wow, Ruda! –
usłyszałam za sobą znajomy, równie sarkastyczny jak i niski głos, który gdyby
miał innego właściciela, byłby całkiem przyjemny. Głos należał do Scorpiusa
Malfoya, dlatego też jeśli miałabym do wyboru słuchać go przez godzinę, a
zostać zamknięta na cały dzień w lochach z bzyczącą muchą, wybrałabym to
drugie. Ona wydawałaby mniej irytujące dźwięki.
– Czyżbyś
przez wakacje zajęła się hodowlą ptaków? Zdradzisz mi co to za gatunek, który
zakłada gniazda we włosach?
Odwróciłam
się powoli i z godnością. Starałam się patrzeć na niego z wyższością, jakbym
miała nad nim jakąś przewagę. Często tak robiłam, pomimo że musiałam zadzierać
wysoko głowę, bo był ode mnie wyższy o jakieś ćwierć metra. Dawałam mu też przy
tym do zrozumienia, że wiem o nim coś, czego nie powinnam, a on nie chciałby,
żeby to wyszło na światło dzienne. Szybko robił się wtedy potulny jak baranek.
– Aż tak się
za mną stęskniłeś przez wakacje? Zagadujesz mnie już z samego rana, ale słabo
ci to wychodzi. Powinieneś się wstrzymać i wysilić nieco te swoje szare
komórki.
– Oj, Weasley,
Weasley… Nie wiesz, że lubię działać pod wpływem impulsu? To jest najlepsze.
Ktoś
obcy patrząc na nas z boku mógłby powiedzieć, że to tylko przyjaciele droczą
się ze sobą, ale dla nas nie była to jakąś zwykła, żartobliwa sprzeczka. To coś
większego, ważniejszego i o wiele bardziej negatywnego. Dobrze wiedzieliśmy, że
przez wakacje wyszliśmy z wprawy, a przecież była to walka o honor. Nie mogłam
przegrać.
– Chcesz mi
powiedzieć, że w ogóle nie myślisz? – uniosłam brew. – Wierz mi, już dawno to
odkryłam. Mniej więcej wtedy, gdy złamałeś sobie nos.
Scorpius
podszedł do mnie. Nachylił się tak, żeby jego usta znalazły się na wysokości
mojego ucha i wyszeptał:
– Obydwoje
wiemy, z czyją pomocą się to odbyło.
– Chyba nie
próbujesz mi powiedzieć, że było to w pełni zaplanowane działanie. –
zaakcentowałam ostatnie słowa. Odsunął się ode mnie, a spojrzałam na jego
twarz. Jego mina znaczyła tylko jedno. Tym razem ja wygrałam.
– To dopiero
początek. – odszedł w kierunku w
Wielkiej Sali.
***
Idąc
na historię magii byłam w nieco lepszym nastroju. Byłam dalej zmęczona i
niewyspana, ale na szczęście przy śniadaniu wypiłam kawę. Dzięki temu czułam
się jak człowiek a nie jak trup. Audrey udało się zrobić mi koka, przez co nawet go
przypominałam.
Weszłam
do klasy jako jedna z pierwszych osób. Było już tutaj kilka osób z Hufflepufu i
Ravenclaw. Póki co żadnego Gryfona ani Ślizgona. Usiadłam przy ścianie w piątym
rzędzie. Patrzyłam jak przez dziesięć minut sala powoli się zapełnia. Uczniowie
wchodzili dwójkami lub trójkami, rzadko kiedy pojedynczo. Niestety nikt z moich przyjaciół
nie miał zamiaru kontynuować nauki tego przedmiotu. Nie było im to do niczego
potrzebne. Uważali to za zbędny, nudny przedmiot, ale mnie to interesowało,
chociaż nie tak mocno jak zielarstwo czy eliksiry.
Ze
ściany wyłonił się profesor Binns. Pamiętam, że, kiedy go po raz pierwszy
zobaczyłam, byłam w szoku. Nikt z mojej rodziny nie poinformował mnie
wcześniej, że jednym z nauczycieli jest duch. Uznałam to za coś sensownego, bo
kto lepiej opowie o wydarzeniu niż osoba, która je przeżyła? Po pierwszym
liście do rodziców wszystko się wyjaśniło. Binns po prostu zmarł w szkole jako
nauczyciel i z jakiegoś powodu nie poszedł dalej. Było mi go wtedy szkoda,
ponieważ musiał pracować całą wieczność bez szans na emeryturę.
– Witajcie. Od tego roku
zaczynacie przygotowanie do Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych. Materiał
z poprzednich lat będzie rozszerzany o nowe wiadomości i źródła, których
dotychczas nie mieliście. Wszystkie wydarzenia będziemy omawiać chronologicznie
– profesor zaczął lekcję. Po krótkim wstępie przeszedł do tematu lekcji. Jego
głos działał na jeszcze bardziej usypiająco niż zwykle. Nie mogłam przecież tak
po prostu usnąć na lekcji pierwszego dnia…
***
Audrey
czekała na mnie przed wejściem do szkoły.
– Pospałaś na
historii magii? – zapytała ziewając.
– Nigdy w
życiu! Wiesz, że nie śpię na lekcjach! Było ciężko, ale jakoś dałam radę. –
uśmiechnęłam się.
Roześmiała się.
– Wróżbiarstwo
poprawiło mi humor. Mel wywróżyła mi, że ten rok skończy się dla mnie ogromnym sukcesem.
Trelawney z kolei dodała, że w najbliższych czeka mnie wiele pozytywnych zmian
w moim życiu.
Z
całego serca gardziłam wróżbiarstwem. Sztuki jasnowidzenia nie można było się
nauczyć od tak. Z tym trzeba było się urodzić, a niewielu czarodziejów miało to
we krwi. Przepowiednie uczniów albo były nietrafione, albo były tak ułożone, że
spełnić je mogło praktycznie wszystko. Nie wierzyłam w nie. Czym innym była
numerologia, do której należało się przyłożyć, żeby zrozumieć jak duże
znaczenie miała moc poszczególnych liczb. Te przepowiednie zazwyczaj się
spełniały, chociaż czasami przeszkadzały w tym czynniki niewzięte wcześniej pod
uwagę. Moim zdaniem Audrey wybrała wróżbiarstwo, dlatego że było dość proste, a
jej zdaniem także ciekawe i przydatne w życiu.
– Czy ona nie
mówi ci podobnych rzeczy co roku? – spytałam.
– Owszem, ale
co roku ma rację. Zawsze jak coś powie, to się tak dzieje. Wiesz przecież, że
wywróżyła mi związek z Albusem.
– Mówiłaś, że
powiedziała ci tylko coś o jakimś brunecie, więc sama go wybrałaś.
– Ech… –
westchnęła czarnowłosa. – Obydwie dobrze wiemy, że twoje wewnętrzne oko jest
zamknięte i w ogóle nie działa, dlatego proszę, nie wypowiadaj się o
jasnowidzeniu.
Jej
wypowiedź oznaczała, że kończymy tę dyskusję. Zawsze się tak kończyło, ponieważ
„jej wewnętrzne oko jest szeroko otwarte na wszystkie szczegóły, co jest wręcz niespotykane u mugolaków, i wielu
czarodziei może jej go pozazdrościć”.
Zaczęłyśmy
iść wąską ścieżką w kierunku szklarni. Czekały nas teraz dwie godziny
zielarstwa z profesorem Longbottomem. Dla mnie i moich krewnych profesorem był
tylko podczas lekcji oraz kiedy przychodził do nas jako opiekun domu. Po tym z
powrotem stawał się wujkiem Nevillem.
Już z daleka
było widać otwarte drzwi do szklarni, w której miałyśmy mieć zajęcia.
Zdecydowałyśmy, że nie będziemy jeszcze do niej wchodzić. Chciałyśmy się nacieszyć
się tym przyjemnym ciepłem na zewnątrz, które zdarzało się dość rzadko. Żadnego
wiatru, żadnych chmur, tylko tyle pięknych promieni słonecznych.
– Jeszcze
zdążymy się wysiedzieć w tej dusznej, szklanej klatce, nie? – mugolaczka
zapukała w szybę. Kilku uczniów spojrzało się nas.
– Wiesz, że
każda chwila z roślinami jest dla mnie najlepsza. – odpowiedziałam.
– Tak jak z
eliksirami.
– Dokładnie!
To były moje
dwa ulubione przedmioty. Rośliny i ich zastosowania były moją pasją.
Szczególnie jeśli były stosowane w eliksirach lub celach leczniczych. Z tym
właśnie wiązałam swoją przyszłość. Chciałam zostać uzdrowicielką. Zawsze
uwielbiałam pomagać ludziom. Czułam się przez to lepszym człowiekiem, bo mogłam
po prostu zrobić coś dla kogoś lub dać komuś radość. To było najlepszym
uczuciem, jakie znałam, widzieć jak na kogoś twarzy pojawiał się uśmiech. Albus
powtarzał mi, że nie znał większej altruistki ode mnie, ale też jako jedyny
dostrzegał mój wewnętrzny egoizm, którego w sobie nienawidzę. Altruizm, mimo że
jest dla mnie naturalny i przychodzi sam, to jest głównie dla równowagi. Mój
najbliższy kuzyn i tak powtarzał mi, że powinnam więcej myśleć o
sobie, czasem skupić się na swoich potrzebach, a nie wszystkich wokół.
Skończyłam
rozmyślać, gdy brunetka szturchnęła mnie łokciem.
– Wchodzimy –
mruknęła.
Wybrałyśmy
miejsca po środku szklarni. Lepszych po prostu nie było. Były na tyle blisko,
by dokładnie słyszeć nauczyciela i na tyle daleko, by móc swobodnie rozmawiać.
– Widzę, że
mój kok się jeszcze trzyma –szepnęła Audrey, kiedy zaczynałyśmy przesadzać
czyrakobulwy.
– Nie wiem,
jak udało ci się go zrobić bez użycia magii.
– Skąd wiesz,
że nie rzuciłam żadnego zaklęcia?
– Moje włosy
tym razem nie płonęły – zaczęłam wspominać, jak na drugim roku trafiłam do
Skrzydła Szpitalnego ze spalonymi włosami i poparzoną głową, bo brunetka
wspomagała się czarami przy prostowaniu moich loków. Spędziłam tam tylko noc,
ale wspomnienie uczucia odrastających w tak szybkim tempie włosów jest dalej
nieprzyjemne. Następnego ranka i tak były o połowę krótsze.
– One są
zawsze płomienne.
– Tylko w
takiej postaci toleruję ich ognistość. I niech tak zostanie.
***
Wychodząc ze
szklarni Audrey odetchnęła z ulgą.
– Jak to
dobrze oddychać świeżym powietrzem.
– Nie
przesadzaj…
– Przesadzania
mam w tej chwili serdecznie dość. – przewróciła oczami. – Wiem, że nie ma dla ciebie lepszego
zajęcia. Transmutacja teraz?
– Tak. Jak myślisz,
dlaczego dyrektorka przygotowuje do owutemów?
– Może po
prostu nie ufa na tyle Kenethowi?
Wchodziłyśmy
po schodach na pierwsze piętro. Ten zamek miał wiele różnych przejść i
niezliczoną ilość schodów. Dziwiłam się, że ani razu się w nim nie zgubiłyśmy.
Przez drzwi do
klasy zobaczyłam dyrektorkę.
– O, nie! –
krzyknęłam. – Nie mam zamiaru się do niej spóźnić.
Nie wiedziałam, która jest godzina, ale skoro
McGonnagal była w klasie, lekcja musiała się zacząć. Wbiegłam do klasy.
– Dzień dobry,
pani profesor – wysapałam.
– Dzień dobry.
Panno Weasley, nie ma co się śpieszyć. Proszę wziąć przykład z panny Smith –
odpowiedziała mi. Audrey właśnie wchodziła do klasy.
Tutaj ławki
były pojedyncze. Zajęłyśmy z Audrey miejsca koło siebie. Siadając tuż pod oknem,
czułam, że ktoś się na mnie patrzył. Odwróciłam się w tamtym kierunki i
zobaczyłam, że z drugiego końca sali Malfoy zabijał mnie swoim wzrokiem.
– Zaczynacie
już szósty rok nauki. Jest to początek przygotowań do Okropnie Wyczerpujących
Testów Magicznych, dlatego też zdecydowałam się nauczać tego przedmiotu na
szóstym i siódmym roku nauki. Jako dyrektorce szczególnie zależy mi na tym,
abyście zdali te egzaminy jak najlepiej. Nie chciałam też porzucać posady
nauczyciela, by w pełni zająć się zarządzaniem szkołą. Po tylu latach pracy w
tej w szkole posiadam bardzo dużą wiedzę, którą zawsze staram się przekazywać
uczniom jak najdokładniej, co jest niezbędne zdania owutemów.
Miała rację.
Jej wiedza na temat transmutacji i zdolności w tej dziedzinie były co najmniej na
wybitnym poziomie.
Nagle wpadła do
głowy mi pewna myśl, która pomoże mi wspierać Inez. Potrzebowałam tylko pomocy
kogoś doświadczonego w tym temacie, a najlepsza osoba, która mogłaby mi pomóc
właśnie ma mnie nauczać przez najbliższe dwa lata! Tylko jak ją poprosić o
prywatne lekcje, żebym mogła zostać animagiem?
____________________________________________________
Hej!
Nigdy wcześniej nie napisałam tak długiego rozdziału. Mogę powiedzieć, że moja wena częściowo powróciła. Miałam teraz wolne, więc dużo czasu poświęciłam na napisanie tego rozdziału i zaplanowanie kolejnych. Wpadły mi też pomysły na kilka miniaturek.
I co najważniejsze. Jak Wam się podoba rozdział? Opowiadanie zachęca Was do dalszego czytania?